niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 10

Delikatne nacisnęłam dłonią na klamkę, powoli otwierając drzwi i weszłam do domu. Uważnie zdjęłam buty i zaczęłam się modlić, by babcia była w kuchni i mnie nie zauważyła. 
-Teraz bądź cicho, jak miałkniesz to wpadniemy oboje.- szepnęłam do kotka, który siedział na mojej ręce i delikatnie wbijał się w nią pazurkami. Szybko, ale cicho pobiegłam do pokoju i zostawiłam tam kota, nakazując mu bycie grzecznym. Zeszłam na dół i wróciłam do przedpokoju. Chyba się udało. Znów, tym razem głośniej otworzyłam drzwi, po czym chwilę później je zatrzasnęłam, jakbym dopiero wchodziła do domu. 
-Wróciłam, babciu!- krzyknęłam radośnie i postałam chwilę, by myślała, że zdejmuję buty. Weszłam do kuchni. 
-No jesteś wreszcie. Jesteś głodna? 
-Nie bardzo.- uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w policzek. 
-Pewnie nie jadłaś śniadania, idź myj ręce a ja ci zaraz coś dam.- przewróciłam oczami, ale zgodnie z poleceniem udałam się do łazienki. Po co się pyta skoro i tak zawsze postawi na swoim? To bez sensu, co nie? Gdy wróciłam na stole stała parująca miska zupy a babcia wycierała białą szmatką łyżkę. 
-Proszę, siadaj. Zjedz wszystko bo to same witaminki. 
-Dobrze babciu.- kiwnęłam głową a zadowolona kobieta wyszła z kuchni. Po chwili wróciła i zaczęła się krzątać po kuchni. Dużo ludzi twierdzi, że starsze osoby nie mają w sobie energii. Niech popatrzy na moją babcię, na pewno zmieni zdanie. Na dziadka z resztą też, ale on przez większość czasu pracuje na ogrodzie. Wtem zadzwonił telefon. To mój ojciec. (Albo mama, która zgubiła telefon) 
-Natalia?- jego głos zabrzmiał w słuchawce. 
-Hej tato.
-Przyjadę po ciebie za dwie godziny. Ubierz się jak człowiek, masz być gotowa. Zabiorę cię na dzień do Warszawy, zobaczysz dom i szkołę. 
-Za dwie godziny?- upewniłam się. 
-Tak.- rozłączył się. W ekspresowym tempie skończyłam zupkę i zwróciłam się do babci
-Tatuś będzie po mnie za dwie godzinki bo muszę pojechać zobaczyć szkołę i nasze nowe mieszkanie. 
-Spakować cię?- popatrzyła na mnie z troską, jest taka kochana. 
-Nie trzeba, pójdę się przygotować. - uśmiechnęłam się i pobiegłam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i nałożyłam na nie odżywkę. Naszykowałam sobie ubrania i poszłam wysuszyć i podkręcić włosy. Teraz makijaż. Muszę się pomalować lepiej niż zazwyczaj bo po tych głupich namiotach wyglądam jakby mnie ktoś zjadł i wypluł. Gdy skończyłam zostało mi dwadzieścia minut do przyjazdu taty, więc zdecydowałam się jeszcze szybko poprawić paznokcie. Weszłam do pokoju i dokładnie zamknęłam za sobą drzwi. Wzrokiem zlustrowałam pokój, szukałam śladów bitwy miedzy kociakiem, którego przyniosłam dziś rano a Neko. Nic takiego nie znalazłam. Zajrzałam pod łóżko, kotki spały obok siebie. Mój Boże, jak dobrze, że tak szybko się polubiły i nie będą się zabijać przez kolejnych parę dni. Ale co ja mam z nimi zrobić? Przecież nie mogę ich tak po prostu zostawić, co nie? Babci nie mogę prosić żeby je karmiła i tak dalej bo zobaczy małego. Chcąc, nie chcąc nasypałam więcej karmy do miseczki i jeszcze raz popatrzyłam na kotki. 
-Będzie z wami ok, prawda?- zwróciłam się do zwierzaków, ale one nadal spały. Zakładając, że sobie poradzą (w końcu to tylko jedna noc, rano będę z powrotem, co nie?) Dostałam SMS'a o treści "wychodź" od mojego taty. Szybko spakowałam wszystko co potrzebne do torebki i ostatni raz zerknęłam na kociaki. Zbiegłam na dół, włożyłam buty i ściskając babcię wyszłam na podwórko. 
-Cześć tato.- powitałam mężczyznę, stał oparty o samochód i robił coś na telefonie. 
-Jesteś wreszcie, wsiadaj, musimy już jechać bo przez ciebie się spóźnię na ważne spotkanie.- zacisnęłam zęby i nie powiedziałam mu, że mógł po mnie nie przyjeżdżać, skoro dla niego jest to tak kłopotliwe. Wsiadłam do samochodu i po prostu włożyłam słuchawki w uszy. 

***

Jestem już pod nową szkołą, w ręku trzymam jakieś papiery, które mam donieść do sekretariatu. Ojciec powiedział mi, że mogę ze sobą zrobić co chcę, ale mam nie narobić głupot, wrócić przed dziewiętnastą i dał mi jakieś pieniądze. Gmach szkoły jest duży, nowy i taki... dumny. Dwie, białe kolumny po obu stronach drzwi, równiutko przystrzyżony żywopłot i idealny trawnik po obu stronach drogi z kostki prowadzącej do wejścia, sprawia, że to nie wygląda jak szkoła, widać za co rodzice płacą czesne. To wszystko jest... takie nie pasujące do szkoły. Moje wcześniejsze liceum było zaniedbane i brzydkie, to jest zupełnie co innego. Weszłam po szerokich schodach do wejścia i pchnęłam ciężkie, drewniane drzwi. Korytarz jest taki śliczny. Podłoga jest zrobiona z matowych, biało-czarnych kafelek (kafelków???) ściany są białe, a na nich wiszą różne, staranne plakaty, gazetki, zdjęcia, idealnie prace plastyczne i obrazy. Rozejrzałam się bezradnie po korytarzu, który rozdzielał się na trzy boki, gdzie może być sekretariat?
-Szukasz czegoś?- usłyszałam męski głos. Kojarzę go, ale nie wiem skąd. 
-Sekretariatu.- odwróciłam się w stronę chłopaka o dłuższych włosach z uroczym uśmiechem na mojej twarzy w stylu "jesteś taki super czy możesz mi pomóc, proooszęę"
-Chodź, zaprowadzę cię. Jesteś nowa, prawda? 
-Mhm, jestem na humanie. A ty?- nadal się uśmiecham, Boże dlaczego? Czemu muszę myć milutka, ugh, zabijcie mnie. Trochę od tego odwykłam. 
-To super, też jestem na humanie. Ale ja jestem w trzeciej klasie.- rozmowa jest sztuczna, już da się to wyczuć.
-Też jestem w trzeciej klasie, po prostu niedługo się tu przeprowadzę.- jak on mnie denerwuje, z tym swoim uśmieszkiem, jejku. Co się ze mną dzieje?
-Wyglądasz na młodszą.- roześmiał się. 
-To źle?- również się roześmiałam.
-To uroczo.- no, no. Uroczo będzie jak ci zetrę z twarzy ten uśmieszek. N i e n a w i d z ę gdy ludzie traktują mnie pobłażliwie. 
-Wybacz, że pytam, ale wydaje mi się, że skądś cię kojarzę. Nawet się sobie nie przedstawiliśmy.- poprawiłam włosy, odrzucając je na plecy. 
-Jestem Staś, wiem, że to głupie imię. W sumie możesz znać mój głos.- wskazał palcem na gardło.
-Faktycznie, prowadzisz audycję w radiu, już wiem!- zaśmiałam się. 
-Czasami jestem taka roztrzepana! A na imię mam Natalka.- powiedziałam to w chwili gdy dotarliśmy do sekretariatu. Weszłam tam, dziękując chłopakowi za pomoc i załatwiłam co mam załatwić. Wychodząc byłam pewna, że koleś, który mnie odprowadził już sobie poszedł, ale się myliłam. 
-O, czekałeś na mnie?- uśmiechnęłam się, gdy przyjęłam do wiadomości, że jestem na to skazana. 
-Wiesz, nie sądzę, że sama trafisz do wyjścia bo chyba nie zapamiętywałaś drogi podczas rozmowy ze mną.- co za idiota, oczywiście, że pamiętam drogę. 
-No w sumie masz rację..- podrapałam się po policzku. Staś odprowadził mnie do wyjścia i już myślałam, że będę mogła się zwinąć, uciec i nie zobaczyć go aż do września, ale on pokrzyżował moje plany.
-Dasz się wyciągnąć na jakąś kawę abo coś w tym stylu? 
-Wiesz co... Bardzo chętnie bym z tobą poszła, ale nie bardzo mam cza...- nie dane mi było dokończyć
-No nie daj się prosić. Przecież to nie zabierze całego dnia!- uśmiechnął się. I tak wylądowałam na kawie z chłopakiem, który mnie denerwuje. Świetny początek znajomości w szkole, nie ma co. 




 ♦♦♦
Dobra, w końcu jest ;-; Nawet nie wiecie jak ja nie umiałam tego napisać, ojej :x Wyszło wg mnie mocno średnio, zwłaszcza dialog :/ Ale chciałam Wam to juz dać, więc mam nadzieję, że nie jest tak źle. 
Komentujcie i takie tam
Cieplutko pozdrawiam
Miśka