poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 3

  Wstałam dziś o ósmej bo wczoraj szybko poszłam spać. Powinnam być z siebie dumna, co nie? Poszłam zjeść zrobione przez moją babcię śniadanie, wyszczotkowałam Neko i poszłam się ubrać. Wybrałam pomarańczowe szorty i zwykłą, białą koszulkę na szerokich ramiączkach. Trochę nie pasowały mi paznokcie, ale już trudno. Stwierdziłam, że napiszę do Florka i zapytam się czy mam z nimi iść. Ja"To jak z tą wycieczką? :3" Po chwili odpisał "O 10 po cb wpadnę, zahaczymy o Jaśka i pójdziemy po resztę, ok?" Ja:"Jasne, ale nikomu nie będę przeszkadzać? ;/" Odparł tylko "No co ty :)" Mam więc godzinę na pomalowanie się i wyprostowanie włosów, chyba wystarczy.
  Punktualnie o dziesiątej Florek zadzwonił do drzwi, więc szybko zbiegłam na dół. Pożegnałam się z babcią mówiąc, że najprawdopodobniej wrócę późno i wyszłam za Florkiem.
-Ładnie wyglądasz.- uśmiechnął się do mnie.
-A dzięki, dzięki. Jaki jest plan naszej niesamowitej eskapady?
-Idziemy po resztę ludzi. Potem idziemy do tego domu. Najlepsze jest to, że on jest w lesie. Zobaczymy jak szybko to znajdziemy. Jak będzie późno to zrobimy jakieś ognisko i tak dalej.
-No dobra.- uśmiechnęłam się. Nie przepadam za lasami, ale już trudno. Po chwili dotarliśmy pod dom Janka, który czekał na nas na schodach, więc bez zbędnych ceregieli poszliśmy po Klarę i Filipa. Przywitaliśmy się i Filip zaczął prowadzić. Gdy byliśmy już w lesie dotarliśmy do rozdroża dróg, na lewo i na prawo.
-Najprościej będzie jak się rozdzielimy i poszukamy tego domu bo nie pamiętam w którą stronę trzeba skręcić. Ja, Kuba i Klara pójdziemy na prawo a wy, Florek, Natalka i ty pójdziecie w lewo.- zakomenderował Filip zwracając się do Jaśka. Zniesmaczenie na jego twarzy dało mi do zrozumienia, że nie chce mnie w swojej "grupie", na szczęście nic nie powiedział.
-Jak tam twój złamany paznokieć?- Jasiek zapytał nieco zgryźliwym tonem.
-Na pewno lepiej niż twoja twarz.- uśmiechnęłam się i wystawiłam mu środkowy palec. Bynajmniej nie po to by go obrazić, nie myślcie sobie. Po prostu ten paznokieć mi się złamał, zakleiłam go sobie ślicznym, różowym plasterkiem, tylko taki miałam w domu. Chłopak przez chwilę patrzył się na mnie nie rozumiejąc czemu wykonałam taki gest, po chwili parsknął śmiechem.
-W twoim stylu.
-Zamknij się Jasiek.- burknęłam.
-Oboje się uspokójcie, mamy znaleźć jakiś dom wśród krzaków.
-Świetna zabawa.- dodałam z sarkazmem.
-Która już się skończyła, jest tam.- Jasiek wskazał palcem w prawo. I rzeczywiście- widać było kawałek muru i czerwonej dachówki.
-Czekajcie tu, ja pójdę po resztę.- stwierdził Florek i nie czekając na naszą reakcję odszedł. Popatrzeliśmy się na siebie z Jankiem krzywo, chłopak usiadł na ziemi. Jestem coraz bardziej pewna tego, że mnie nie lubi. Przyjrzałam mu się. Ma dwa pieprzyki koło ust.
-Ile ty tak właściwie masz lat?- zmarszczyłam czoło.
-Więcej niż piętnaście i ani słowa więcej.- zaśmiałam się na jego słowa co go wyraźnie rozzłościło. Spojrzałam do góry. Słońce przebijało się przez zielone liście, malowniczo rozpraszając się w zielonej poświacie, która opadała na ziemię.
-Możesz przestać?- prawie krzyknął.
-To ty przestań się drzeć. Patrzysz się na mnie jak na idiotę od samego początku. Bo co? Bo cię sprułam jak próbowałeś na mnie swojego żałosnego tekstu?
-Przestań ujadać.
-Chyba cie groszek uwiera pod materacem, księżniczko.- skłoniłam się lekko.
-Mnie przynajmniej stać na groszek.- uderzyłam dłonią w czoło i popatrzyłam się na niego. Przez kilka sekund mierzyliśmy się spojrzeniem, potem wybuchnęliśmy śmiechem. Idiota.W tym momencie przyszedł Florek z resztą ekipy. Zaczęliśmy gęsiego przechodzić przez krzaki, będę miała podrapane nogi od jeżyn. I jak to będzie wyglądało? Mogłam z nimi nie iść. Jasiek, który szedł przede mną próbował wypuścić giętką gałązkę tak, by uderzyła mnie w twarz, ale Florian na szczęście ją złapał. Podziękowałam mu uśmiechem. Stanęliśmy przed dość dużym, zniszczonym budynkiem, który był nieco omszały, z powybijanymi, dużymi szybami. (oczywiście nie wszystkimi, tylko niektóre, wiecie) Nie rozumiem jednego. Po jaką cholerę w środku lasu ktoś zrobił tak duży dom? Klara podeszła do drzwi i spróbowała je otworzyć.
-Zamknięte.- oznajmiła, chłopcy jeszcze próbowali, ale im też nie poszło.
-No to chyba wracamy.- wzruszyłam ramionami. Grupa chwilę się na mnie popatrzyła i wszyscy się roześmiali.
-Są inne sposoby.- Kuba uśmiechnął się do mnie. Ma fajny głos, taki "radiowy", co nie? Filip wziął do ręki kamień leżący nieopodal i cisnął w okno, które rozbiło się z brzdękiem. Otworzyłam szerzej oczy.
-A jak to jest czyjeś?
-Widać, że bardzo się tym interesuje.- zaśmiała się Klara również rzucając kamieniem
-Masz, rzuć sobie w to okno.- Florek podał mi ciemnoszary kamyk i wskazał palcem w szybę, obok tej wybitej przez Filipa. Popatrzyłam na Jaśka, który z uśmieszkiem przyglądał się temu co zrobię i nie zastanawiając się ani chwili dłużej celnie cisnęłam w okno, tym samym ścierając rozbawienie z twarzy chłopaka. Po chwili nie było już całego szkła z witryny i mogliśmy wejść do środka.
-Nie podskoczę tak wysoko.- oznajmiłam podchodząc do ściany.
-To złap się rękami i podciągnij?- Jasiek uniósł brwi do góry
-Zniszczę sobie dłonie, przecież to jest chropowate?
-No tak, przecież musisz być najpiękniejsza.- zadrwił i wszedł do budynku.
-Nie ma nic złego w tym, że jesteś delikatna.- Florek nagle pojawił się obok mnie. Wszedł na okno i podał mi rękę, dzięki której mogłam wejść wyżej. Pomieszczenie było totalnie zniszczone, od ścian odchodziła farba, tapety i inne okładziny. Z podłogi wystawała trawa, w suficie były dziury a meble, które o dziwo tu zostały były całkowicie zniszczone, z foteli wystawały sprężyny. Obeszliśmy pomieszczenia na dole zaglądając do wszystkich szafek, czytaliśmy różne listy, z których atrament zniknął niemal całkowicie. Dom wyglądał jakby był opuszczony w wielkim pośpiechu. Skierowałam się do pomieszczenia bez okien, było tu mnóstwo obrazów przedstawiających nienaturalnych ludzi w jeszcze bardziej nienaturalnych pozach.
-Uważaj bo Wypatroszony Oszczepnik cię złapie.- usłyszałam za sobą szept, na którego dźwięk podskoczyłam. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Jaśka.
-Co mnie złapie?
-Wypatroszony Oszczepnik. W naszej wiosce mieszkał oszczepnik, który miał duże szanse wygrać w jakiś zawodach. Dzień przed zawodami znaleziono jego wypatroszone ciało w salonie.- chłopak mówił poważnym, przyciszonym tonem.
-Jesteś nienormalny.
-Te obrazy spodobałyby się Klarze, chodź zawołamy ją. Znaleźliśmy dziewczynę trzy pokoje dalej i zaprowadziliśmy ja do pokoju, w którym były obrazy. Rozejrzeliśmy się po pomieszczeniu i spostrzegliśmy coś niepokojącego.
Obrazy były czarne.
-Jak to jest możliwe?- jasiek podszedł do płótna i dotknął farby. Na jego palcu nie pozostał nawet ślad.
-Jak wyschnięta farba.- stwierdził dotykając kolejny.
-Ale o czym wy mówicie?- do pokoju wszedł Filip.
-Te obrazy nie były czarne.
-Jak to nie były?
-No normalnie. Nie były.- zamilkliśmy.
-Może chodźmy do domu?- zaproponowałam lekko przestraszona. Wszyscy przytaknęli. Do domu wróciliśmy prawie ze sobą nie rozmawiając. Było koło siedemnastej, nie wiem kiedy to tak zleciało. Janek poszedł do Filipa, więc Eskacz znów mnie odprowadzał.
-Czy jest coś takiego jak Wypatroszony Oszczepnik?- zapytałam patrząc na drogę.
-Słyszałem coś o tym, ale nie mieszkam tu jakoś długo. Pytaj się Kuby, Klary albo Janka, oni coś powinni wiedzieć. Ale to jest chyba tylko taka historyjka opowiadana dzieciom w stylu "Bądź grzeczny bo przyjdzie pan i cię zabierze."- nie odpowiedziałam. W milczeniu doszliśmy do mnie do domu, pożegnaliśmy się i Florek poszedł do siebie.


Bardzo ważne! "Moje małe mordki! Zaszło małe, nieprzyjemne nieporozumienie. :/ Otóż- historia z obrazami, którą mieliście okazję przeczytać w dzisiejszym rozdziale została podpowiedziana przez pewną koleżankę. Okazało się teraz, że jest to historia zaczerpnięta z aska tego osobnika (o czym nie wiedziałam) http://ask.fm/wowotov wpadnijcie do niego, róbcie co chcecie. Generalnie wymyśliciel historyjki nie ma nic przeciwko by pozostała ona w opowiadaniu, więc już ją zostawię :(( Ale przepraszam.:/: Napisałam to na grupie, przekopiowałam też tu.

♦♦♦
No to mamy kolejny rozdział! :D Jak Wam się podoba? Co myślicie o wypatroszonym oszczepniku (XD) i czarnych obrazach? 8) Czy Natalka serio nie lubi się z Jankiem czy to tylko takie złośliwe, żartobliwe docinki? Jakieś sugestie? Coś innego? Piszcie koniecznie! :D
Tymczasem zapraszam na:
aska ASK! :D
grupę GRUPA! :D

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 2

   Siedzę u babci już drugi dzień. Niby jest fajnie, niby chodzę sobie po ogrodzie i jem różne dobre owoce, niby mam mnóstwo czasu na robienie różnych rzeczy. Ale powiedzcie mi: CO ja mam tu robić. Tu jest tak przerażająco nudno. Moja kotka jeszcze nigdy nie miała tak dobrze wyczesanej sierści, w pokoju nie było nigdy tak czysto a moje paznokcie czy włosy nigdy jeszcze nie były tak dopieszczone. Brak wi-fi boli, sami wiecie. Podniosłam się z drewnianej werandy oplecionej czerwonymi różami i weszłam  do domu. Drzwi były otwarte, ale przed owadami chroniła nas lekko naderwana moskitiera.
-Nudzisz się słonko?- zapytała babcia ucierając coś w jasnoniebieskiej misce. Popatrzyłam na nią wzrokiem "babciu-czy-to-żart" bo chyba widać, że ciągle snuję się z konta w kont.
-Trochę.- usiadłam przy dużym, drewnianym stole.
-Nadal lubisz grać w piłkę?
-Lubię, jasne, że lubię. Ale samemu to tak słabo.- zrobiłam zniechęconą minę.
-Zrobili orlik. Tam gdzie zawsze była łąka. Złotko, może się przejdziesz, zapewne ktoś tam będzie.- uśmiechnęła się do mnie.
-No w sumie mogę iść.- podniosłam się z miejsca i ruszyłam na górę. Gdy byłam już w swoim pokoju wyjęłam szary strój do nożnej, założyłam go i wyciągnęłam spod łóżka moją piłkę. Zeszłam na dół, założyłam moje Conversy i już miałam iść gdy zawołała mnie babcia
-Natalko a nie jesteś głodna?
-Nie!- krzyknęłam i śmignęłam przez próg. Babcie są cudowne pod każdym względem poza jedzeniem. Potrafią zamęczyć tym na śmierć. Z resztą sami o tym dobrze wiecie. Ruszyłam pisakową drogą w stronę bramy, kopiąc przed sobą piłkę. Było dość ciepło, ale wiał lekki wiaterek, więc było na prawdę przyjemnie. Przechodząc spostrzegłam mojego dziadka obcinającego jakieś krzaki, pomachałam mu i truchtem ruszyłam w stronę dawnej łąki. Przez całe piętnaście minut mojego spaceru minął mnie tylko jeden samochód. Tylko jeden, czaicie to? Muszę się do tego przezwyczaić.
  Gdy dotarłam do celu moim oczom ukazało się świetne boisko. Już nie było trawy po kolana, pokrzyw i innych beznadziejnych roślin, tylko równiutka trawka (prawdopodobnie sztuczna) dwie bramki, a to wszystko otoczone wysoką siatką. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam, że już tam ktoś jest, jakieś pięć osób. Fajnie, będzie z kim pogadać. Tylko proszę- niech to nie będą jakieś dzieciaki, które biegają wokoło i tylko się drą. Gdy podbiegłam bliżej okazało się, że ci ludzie są mniej więcej w moim wieku. Poprawiłam spodenki, wygładziłam koszulkę i pewnym siebie krokiem ruszyłam w ich stronę.
-Hej.- powiedziałam dość głośno by mnie usłyszeli i uśmiechnęłam się na widok ich zdziwionych spojrzeń,
-Jestem Natalka. I tak się zastanawiam: czy nie mogłabym z wami zagrać?
-No jasne, że tak. Dla ładnej dziewczyny zawsze znajdzie się miejsce w naszym składzie!- uśmiechnęłam się do chłopaka z lekko uniesionymi włosami, który do mnie mówił.
-Ja jestem Filip, to Jest Florek, czasem nazywany Eskaczem.- pokazał najpierw na siebie, potem na kolegę. Florian jest trochę starszy, widać to od razu.
-To jest Klara- kontynuował, dziewczyna z blond włosami splecionymi w warkocz zrobiła dziwną minę, ale po chwili się uśmiechnęła.
-A to jest Konfucjusz, ale mówimy na niego Kuba.
-Dlaczego Kuba?
-Właśnie nie wiadomo. Ma na nazwisko Maciejczak, więc logiczniej by było mówić na niego Maciek. Kuba jest całkowicie be sensu, ale się przyjęło.
-A ja jestem Janek, ale mnie mała, już znasz.- chłopak, który był wczoraj na basenie uśmiechnął się zawadiacko. Uniosłam brwi do góry i odpyskowałam
-Mała to jest twoja pała, ja jestem niska mordeczko, więc się zamknij, oki?- chyba bo zgasiłam bo nie do końca wiedział co powiedzieć, w oczach Filipa zaigrała wesołość.
-To gramy?- zapytałam spoglądając na grupę ludzi.
-Ale umiesz grać w nogę, prawda?- zapytał zgryźliwie Jasiek.
-Na pewno lepiej od ciebie.
-To na czym polega spalony?- założył ręce na piersi, zapewne myśląc, że zagiął mnie tym zagnie.
-W momencie podania piłki zawodnik drużyny atakującej jest bliżej bramki niż obrońcy.- uniosłam do góry brew. On ma mnie za idiotkę, co nie? Ale ja wcale nie jestem taka głupia, o nie!
-Dobra, przestańcie się kłócić. Chłopcy bądźcie w drużynie. Natalka, chcesz być ze mną?- zapytał Florek.
-To my z wami wygramy z palcem w nosie- zaśmiał się Jasiek patrząc na Filipa.
-Dobra, wygramy z nimi.- uśmiechnęłam się pewnie do nowo poznanego chłopaka z drużyny.
-A Klara i Kuba nie grają?- zapytałam spoglądając na dziewczynę.
-Nie, ja nie lubię. Tylko patrzę.- wzruszyła ramionami i oddaliła się w stronę ogrodzenia.
-A ja sędziuję.- uśmiechnął się Kuba.
-Gramy do dziesięciu.- zadecydował Jasiek.  Umówiliśmy się, że Eskacz jest bramkarzem, w drużynie przeciwnej jest to Filip. Po chwili piłka poszła w ruch, Florek odbił ją w moją stronę głową, wprawnie przyjęłam ją na klatkę piersiową i popędziłam w stronę bramki przeciwników. Kilka sekund później był przy mnie Janek, który siłą rzeczy był ode mnie szybszy, więc musiałam to rozegrać logicznie. Rozejrzałam się dookoła siebie i zdecydowałam się nagle cofnąć nieco akcję, podając do Florka. Walka była bardzo zażarta, zwłaszcza między mną i Jankiem. Koniec, końców wygraliśmy w normalnym meczu, ale chłopcy zażądali rewanżu w postaci karnych (były po cztery strzały) więc zakończyliśmy remisem. (Powiedzcie, że jestem słaba w nogę to będziecie nie fair) Zaczęliśmy się zbierać do domu, ale chłopcy stwierdzili, że dziurą w ogrodzeniu będzie szybciej. Szliśmy, więc przez dziurę.
-O mój Boże złamałam paznokieć!- pisnęłam gdy zahaczyłam ręką o siatkę. Natychmiast włożyłam palec do ust i poczułam leciutki smak krwi.
-O mój Boże, Boże przestań jęczeć. Przecież nic ci się nie dzieje, to tylko głupi paznokieć.- prychnął Jasiek, co za wredna świnia.
-Ale ja je miałam zrobione!- jęknęłam.
-Z resztą nawet nie wiesz jak to boli.- poparła mnie Klara. Po chwili otrzymałam od niej chusteczkę, którą zawiązałam wokół palca. Będę musiała to zlać wodą utlenioną by nie wdało się zakażenie, co nie? Poprawiłam włosy, które nieco się potargały (A tak nie może być!) i poszliśmy dalej normalną drogą. Klara i Filip i Kuba już się od nas odłączyli bo do domu mają w kompletnie drugą stronę.
-Koniki!- krzyknęłam entuzjastycznie widząc zwierzęta stojące za ogrodzeniem pod napięciem.
-Moje. To jest Heroina- z lubością wskazał na białą klacz, która od razu do niego podeszła i dała się pogłaskać.
-To Afera- wskazał na stojącego dalej konika koloru czarnego.
-A to Frodo. Ojciec się uparł, jest fanem Tolkiena.- mruknął zniesmaczony pokazując na dużego, również czarnego konia.
-Mogę ją pogłaskać? Nie ugryzie mnie?- zapytałam zbliżając się w stronę zwierzęcia i Jaśka.
-No co ty, Heroina jest najbardziej uległym koniem na świecie. Nawet dzieci się jej nie boją, więc nie masz się czego bać.- położyłam rękę na ciepłym nosie konia. (przypis supi autorki. Wiem, ze to chrapy, słownictwo bohaterki wynika z jej nieogarnięcia :>)
-Wiesz, mam coś w stylu agroturystyki i praktycznie wszystkie konie, które mamy są bardzo układne i przyjazne. Tak w ogóle to będę się zwijał.- przybił piątkę z Florianem i przeszedł pod pastuchem. Eskacz odprowadził mnie niemal pod same drzwi i zapytał
-Chcesz jutro z nami iść na coś w stylu wycieczki?
-Ale gdzie? I nie będę przeszkadzać reszcie twojej ekipy?
-Znaleźliśmy jakiś opuszczony budynek w lesie, chcemy się tam wybrać. Wydaje mi się, że wszyscy cię polubili.
-A najbardziej Jasiek.- zażartowałam.
-Weź mój numer, zdzwonimy się jeszcze, ok?- przytaknęłam głową i podałam mu mojego Iphona. Wstukał swój numer, pożegnaliśmy się i odszedł. Gdy wróciłam babcia trochę pomarudziła, że myślała, że będę wcześniej i, że się martwiła, ale nie była zła. Przeprosiłam ją, zjadłam coś i zwinęłam się na górę. Wzięłam cieplutki prysznic, nałożyłam maskę na włosy i spiłowałam paznokcie. Beznadziejnie, że ten jeden się tak bardzo złamał, serio. Pomalowałam je na bladoróżowy i poszłam coś pooglądać w telewizji (nie robiłam tego całe wieki) by zabić czas do wieczora.




♦♦♦
No to mamy rozdział! :D Jak wam się podoba? Co myślicie o nowo poznanych bohaterach? :D Czy Natalka pójdzie na wycieczkę? Co się stanie? Piszcie koniecznie! Możecie pisać anonimowo 8) I cieszę się, ze tak ciepło przyjęliście 1 rozdział! <3
A, i Filip to Smav a Florek to SKKF, jak coś :D
Zapraszam na 
Aska Ask
Grupę Grupa! :D

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 1

   Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dookoła siebie. Stałam na piaskowym podjeździe, przed domem mojej babci, który był w niektórych miejscach obrośnięty takim bluszczem. Obok domu był jeszcze jeden duży budynek, przed nim były porozwalane narzędzia w stylu jakiś łopat, haczek i konewek, wiecie o co chodzi. Generalnie wieś, po prostu. Gdzieś tam szczekał pies, jakieś ptaki się darły, szumiał wiatr. Sympatycznie, ale to nie dla mnie. Dłużej niż trzy godziny i będę się tu czuć dziwnie, zdecydowanie wolę miasto. -Rusz się Natalia, weź swoje rzeczy.- mój ojciec wydał polecenie, więc wzięłam transporterek z Neko w środku, schwyciłam moją torebkę i zwróciłam się w stronę bagażnika aby wyjąć moją czarną, dużą torbę z rzeczami. Tak obładowana podreptałam w stronę ganku, uważając by się nie przewrócić. Mama zadzwoniła dzwonkiem i po chwili otworzyła nam moja babcia. Miała rzadkie, bialutkie włosy, jasną, ciepłą i pulchną twarz porytą zmarszczkami. Jasnozieloną koszulkę ochraniał niebieski fartuszek w różowe różyczki z dużymi kieszeniami.
-No nareszcie jesteście! Jak podróż? Na pewno jesteście głodni! Wejdźcie kochani, wejdźcie.- uścisnęła nas wszystkich i zabrała z rąk torby, które z prędkością światła znalazły się przy schodach. Po chwili ciągnęła nas do stołu i posadziła na krzesłach. Moja babcia jest taka... wiecie. Jak każda babcia, uwielbia dbać o wszystkich i wszystko, uwielbia karmić ludzi i jest taka ciepła, co nie?
-Mamo spokojnie, usiądź. Nie jesteśmy głodni.- mój ojciec roześmiał się po raz pierwszy tego dnia.
-Ależ jesteście! Tu proszę zupka. Wolicie pierożki czy mam wam usmażyć jakieś mięsko?- przyniosła nam miski z parującą zawartością
-Mamo spokojnie. Usiądź i z nami porozmawiaj.- tata westchnął gdy babcia poszła do kuchni i wróciła z ciastkami na białym talerzyku.
-No dobrze, dobrze. Jak wam minęła podróż, opowiadajcie.- babcia nareszcie usiadła.
-Normalnie, nic się na szczęście nie wydarzyło. Mam nadzieję, że Natalia nie będzie dla ciebie problemem?- dlaczego mój ojciec zawsze miał mnie za problem?
-Nie, no co ty! Natalka to moja ukochana wnusia, jak mogłaby mi przeszkadzać?- uśmiechnęłam się na jej słowa.
-Babciu, to może ja pójdę się rozpakować, wypuszczę Neko by się nie stresowała, dobrze? Będzie spać ze mną w pokoju, więc nie kłopocz się o miejsce dal niej.- spojrzałam tęsknie w stronę schodów. Nie chcę żeby babcia mnie przekarmiała.
-Zjedz zupkę do końca i leć do tego pokoju co zawsze.- zjadłam do końca, odniosłam miseczkę do umycia i poszłam na górę. Gdy byłam młodsza bardzo często przyjeżdżałam do babci bo rodzice niezbyt chcieli się mną opiekować, więc mam tu swój pokój. Jest malutki, mieści się tu tylko łóżko z mnóstwem pluszaków i poduszkami, stolik, na którym stoi kubek z kredkami, szafa na ubrania i różowe pudełko z zabawkami. Na parapecie leżą zdjęcia na których mam sześć lat i jestem w Disneylandzie. Fajnie było, spotkałam Myszkę Miki i jego dziewczynę. Kucnęłam i wypuściłam Neko z transporterka. Kotka była przerażona podróżą i siedzeniem w małym, ciasnym miejscu, co nie? I schowała się pod łóżko. Zajrzałam pod nie by sprawdzić czy nie ma tam nic, co mogłaby zjeść lub pogryźć. Był tam mój miś z czasów dzieciństwa. Właściwie to nawet nie jest miś, to jest coś uszytego przez moja babcię. Ma różowy kolor, oczka z wielkich, czarnych guzików i koszulkę z czerwonym kwiatkiem. Nazywa się Tysia. Otrzepałam ja z kurzu i rzuciłam na równo pościelone łóżko. Wyjęłam z torby moje rzeczy, poukładałam je w szafie i powiesiłam na wieszakach. Wyjęłam z plecaka telefon i ładowarkę, po czym wpełzłam pod stolik by dostać się do wtyczki. Mam w pokoju tylko trzy gniazdka, w tym jedno zajęte przez lampkę. Jak ja tu podłączę wszystko do prądu? Ja nie chcę tu być przez cały miesiąc! Wyprostowałam się i spojrzałam w moje idealne odbicie w lustrze. Poprawiłam szminkę i zeszłam na dół.
-Właśnie miałam cię wołać, idziesz z nami nad zalew?- mama uśmiechnęła się do mnie. Właściwie to nie jest zalew tylko taki publiczny, odkryty basen.
-Jasne, mogę iść. Tylko skoczę się przebrać w strój.- wbiegłam po schodach na górę i wyjęłam z szafy jeden z moich kostiumów kąpielowych. Przebrałam się w niego, zmieniłam koszulkę (bo dlaczego nie?) i znów zeszłam na dół. Moglibyśmy przejść się na spacer z rodzicami przez las nad ten zalew, ale stwierdziliśmy, że bez sensu mamy łazić, jeszcze ktoś złapie kleszcza i pojechaliśmy samochodem.
  Zbliżał się wieczór, zmęczeni upałem za pół godziny mieliśmy wracać do domu. Stwierdziłam, że pójdę jeszcze po coś do picia, obok tego basenu/zalewu/zbiornika z wodą była mała budka z jakimiś frytkami, koktajlami i piciem, wiecie co mam na myśli. Siedzę sobie najspokojniej na świecie i czekam aż dostanę swój napój gdy nagle słyszę głos obok siebie
-Elo. Fajna koszulka- brązowowłosy chłopak uśmiecha się do mnie zawadiacko.
-Ale przecież ja nie mam koszulki.- zmarszczyłam brwi. Mam na sobie górę od stroju kąpielowego i czarne szorty.
-I właśnie o to chodzi. Janek jestem- wyciągnął do mnie dłoń.
-Natalka.- odparłam z uśmiechem delikatnie ukazującym moje białe ząbki. (zawsze miałam dobrego dentystę i są teraz efekty)
-Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o twojej "koszulce"- mruknęłam spoglądając na jego klatkę piersiową, wzięłam moje picie i oddaliłam się w stronę miejsca moich rodziców.
  Jest koło godziny dwudziestej drugiej, rodzice właśnie wyjechali. Pożegnałam się z nimi mimo, że dobrze wiedzieli, że mam do nich żal za niezabranie mnie do Warszawy ze sobą. Wykąpałam się i siedziałam teraz w mojej piżamce i w turbanie z delikatnego ręcznika na włosach. Nie mam pojęcia na jaki kolor pomalować paznokcie. Ale chyba wybiorę biały, tak mi się wydaje. Wiem, że mam teraz problem życia i, że możecie się ze mnie teraz śmiać, ale co mam robić jak nie mam wifi? Neko już śpi, więc nie mam nawet z kim pogadać. Jestem ciekawa co zrobię jutro i przez cały pozostały sierpień.




♦♦♦
No to mamy pierwszy rozdział! :D Pokazał się szybko i mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu :) Koniecznie piszcie mi co myślicie o pierwszych poczynaniach bohaterów i innych takich :D 
Bardzo dziękuję za pozytywne przyjęcie prologu! <3 
Pamiętajcie o komentarzu! 8)
A teraz zapraszam na 

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

piątek, 21 sierpnia 2015

Prolog

  Siedzę w aucie i co robię? Zgadujcie, no proszę. Jadę do mojego nowego domu! W końcu! Opuszczam tą nudną, zapyziałą dziurę, która obfituje w ludzi, których znam na wylot i są tak nudni, że chce się rzygać. Nie cierpiałam tego miejsca, ale całe życie udawałam, że jest inaczej by nie być wykluczona, wiecie o co mi chodzi. Teraz z nudnej wsi przeprowadzamy się do Warszawy, cudownie nowoczesnego miasta, które jest pełne sklepów, ludzi, knajp i innych tego typu rzeczy. Przyjeżdżałam tam w sumie co tydzień w soboty bo tam są, wiecie, lepsi ludzie na poziomie a nie to co miałam tu. W sumie to dość daleko bo dwie godziny pociągiem, ale jak chce się być lepszym niż inni to trzeba się trochę poświęcić, co nie? Oparłam się o szybę, ale spadły mi moje okulary (to czarne kujonki, nie mam wady wzroku, ale noszę zerówki bo są fajne) podniosłam je z kolan, jak dobrze, że zaczepiły się o pas bezpieczeństwa. Przy okazji zerknęłam na telefon, musiałam go wyciszyć bo natłok powiadomień i dźwięków przychodzących wiadomości był aż przytłaczający. Mnóstwo ludzi do mnie pisało bo byłam jedną z bardziej popularnych osób w moim liceum, które było bardzo duże jak na taką wiochę, liczyło sobie ponad pięćset uczniów. Nie chciało mi się na to wszystko odpowiadać, ludzie piszą, że będą tak bardzo za mną tęsknić i w ogóle a tak na prawdę zapomną o mnie w przeciągu tygodnia i żadne z  nich się nie odezwie. Z pośród wieeelu znajomych nie miałam ani jednej przyjaciółki czy przyjaciela, takiego prawdziwego. Chłopaków miewałam, to jasne bo jest to w sumie fajne jak można pokazać się na imprezie z kimś płci przeciwnej, co nie? Uwielbiałam ten wyraz twarzy dziewczyn, które dałyby się obedrzeć ze skóry by być na moim miejscu, to dawało mi straszną satysfakcję. Zapytacie: jak mi się udawało zdobywać tych wszystkich chłopaków? To proste: byłam na prawdę bardzo ładna. I nie jestem jakimś narcyzem czy coś, nie myślcie sobie, ale taka po prostu jest prawda. Mam długie, falowane, pofarbowane na czarno z bardzo ciemnego brązu włosy, ciemniejsze niż zwykłe "piwne" oczy, które okalał bardzo ciemny wachlarz rzęs. Nos miałam delikatny i małe, choć pełne usta, które zawsze powlekałam intensywną, malinową szminką. No i byłam bardzo szczuła przez sport, który zaczęłam uprawiać by się przypodobać chłopakom (ach, stare czasy podstawówki) a stał się moją pasją. To piłka nożna, mam na jej punkcie totalnego bzika, totalnie.

***

-Natalka musimy ci coś powiedzieć.- odezwała się moja matka, po której odziedziczyłam moją urodę. 
-No?- wyjęłam słuchawki z uszu i odczepiłam je od mojego nowego telefonu.
-Zanim wprowadzimy się do domu zamieszkasz u babci. Prace remontowe trochę potrwają bo w ostatniej chwili mieniliśmy zdanie a nie chcemy byś musiała siedzieć w niezrobionym apartamencie. Zostaniesz tam do końca lipca. 
-Nie ma nawet takiej opcji, tam nawet nie ma wi-fi ani nikogo ciekawego!- krzyknęłam tak, że moja kotka Neko, która jest bialutkim persem i dotychczas spała w fioletowym transporterze podskoczyła. 
-Dopóki masz siedemnaście lat to my decydujemy o tym co robisz. Decyzja została podjęta i nie próbuj tego kwestionować.- to był mój ojciec, czyli autorytet, którego nie wolno mi kwestionować. 
-Po wakacjach z wami zamieszkam?- postanowiłam odpuścić. 
-Oczywiście. Masz przez ten miesiąc poprawić się z francuskiego bo idziesz do dobrej, prywatnej szkoły i nie chcę byś zrobiła nam wstyd. Rozumiesz?
-Tak tato. A Neko mogę mieć ze sobą u dziadków?
-Możesz, będzie to dla nas wygodne. Przez jeden dzień zostaniemy z tobą aby wszystko dopiąć na ostatni guzik. Teraz ciszej bo muszę skupić się na drodze.- uważał dyskusję za skończoną. Włożyłam palec przez siateczkę do transporterka, kotka trąciła łapką mój paznokieć. Super, teraz będę musiała siedzieć na jakiejś wsi, jeszcze większym zadupiu niż w mojej starej miejscowości. Dobrze, że mam przed sobą perspektywę prywatnej szkoły (gdyby nie ten cholerny francuski) i ładnego apartamentu w centrum Warszawy. Wszystko jest pod kontrolą, nie mogę się złościć bo rozmaże mi się makijaż, co nie?




♦♦♦

No to mamy prolog. Co myślicie? :) Podoba się? I na wstępie powiem: TAK, to jest kolejne ff o Janku, będzie w nim trochę więcej Terefere :) Bardzo się boję Waszej opinii. Rozdziały od września nabiorą reguralności, ale o niej powiem gdy już wymyślę sobie jak często one będą itd :) 
Piszcie co myślicie, jak Wam się podoba główna bohaterka XDD
A, to nie ma "zastąpić" w pełni TTYA bo tego się nie da zrobić XD To będzie całkowicie inne opowiadanie, ale mam szczerą nadzieję, że się Wam spodoba. 
Ja zapraszam też na mojego 
Aska Ask :)
i Naszą grupę Gufniasze! :D

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

Ps. Po prawej macie inne moje blogi, możecie tam zajrzeć ^^