wtorek, 29 września 2015

Rozdział 7

Komórka zawibrowała w mojej kieszeni.

Od: Florek
      "Idziemy z Jankiem, Klarą i Filipem dziś pod namioty. Jeśli chcesz iść z              nami to daj znać, wpadnę po ciebie za godzinkę z hakiem :)"
Do: Florek
    "Niestety nie mam namiotu :/"

Nie chcę z nimi iść. Brudno, ciemno, zimno. W namiotach nie ma nic ciekawego.

Od: Florek
     "To nic, my mamy. Chodź z nami, zobaczysz, że będzie fajnie! :D"

Co powiedzieć żeby się wymigać?

Od: Klara
     "Chodź z nami, nie bądź sztywniara!"

Widzę, że przekazywanie informacji działa u nich zadziwiająco dobrze. Nie mogę być sztywniarą, muszę iść.

Do: Klara; Florek
     "No dobra, idę :)"

Buźka na końcu jest przepełniona sarkazmem, ale oni nie muszą tego wiedzieć. Westchnęłam i podniosłam się z łóżka.
-Babciu! - krzyknęłam gdy otworzyłam drzwi mojego pokoju. Mam nadzieję, że usłyszy.
-Tak? - ma dobry słuch.
-Mogę iść do Klary? - wiem, że mogę, ale niech babcia myśli, że mi na to pozwala.
-No jasne, że tak! - oczami wyobraźni widziałam jak kiwa z aprobatą głową i myśli "Ma porządne towarzystwo" Cieszę się, że ją lubi.
-A mogłabym u niej spać? Chcemy obejrzeć parę filmów przyrodniczych, które Klara wypożyczyła na dziś wieczór. - chwila ciszy, moment niepewności.
-Dobrze, ale nie siedźcie za długo! - uśmiechnęłam się do siebie. Filmy przyrodnicze owszem, ale na żywo. Mimowolnie wzdrygnęłam się na myśl o spaniu na ziemi.  Fujka, co nie?
-No jasne, ile można siedzieć przed telewizorem!
-Chodź coś zjesz najpierw. - zamknęłam za sobą drzwi i zbiegłam na dół by pochłonąć zupę. Oszczędziłam w ten sposób czas, który zmarnowałabym na kłótnie z babcią, a ona i tak nie da sobie nic wytłumaczyć. Gdy już zjadłam od razu popędziłam na górę by nałożyć odrobinę wodoodpornego makijażu (na wszelki wypadek) i powrzucać najważniejsze rzeczy do torby.
-Pa pa, Neko. - kotka zamruczała gdy podrapałam ją za uchem, ma świetną sierść. Pobiegłam na dół i złożyłam szybkiego całusa na babcinym policzku. Musze się pospieszyć bo jeśli Florek przyjdzie i zapuka do drzwi będę się musiała gęsto tłumaczyć. A tak to po prostu złapię go przy bramie. Jest już późno, mam nadzieję, że za chwilę nie usłyszę dzwonka do drzwi. Wyszłam przez taras i w dosłownie ostatniej sekundzie strąciłam rękę Florka z dzwonka.
-Cicho bądź, moja babcia myśli, że idę do Klary- szepnęłam gdy zrobił pytającą minę.
-Idę, pa pa!- krzyknęłam w głąb domu i zamknęłam drzwi. Przeszliśmy z Florianem przez sad by nikt nas nie zobaczył.
-Czemu okłamałaś babcię?
-Bo by mnie nie puściła.- wzruszyłam ramionami. Przecież każdy kiedyś powiedział rodzicom, że idzie się uczyć biologii, tak na prawdę idąc z koleżanką na jakaś imprezę lub coś w tym stylu. Każdy tak robi, co nie?
-Jakbyś z nią pogadała to by cię puściła, to miła osoba.
-No dobra, dobra. Jeśli będzie następny raz to z nią pogadam, obiecuję.- uśmiechnęłam się tak, że teraz na pewno nie jest na mnie zły.
-Na pewno będzie następny raz. Teraz wstąpimy szybko do Jaśka po namioty i z nim złapiemy resztę ekipy przy placyku.
-Placyku?
-Plac zabaw przy wylocie, prawdopodobnie obok niego przejeżdżałaś. Obok niego odbijemy w lewo i pójdziemy skrótem przez las i będziemy.- nie pamiętam żadnego placu zabaw. Nie patrzyłam się w okno, nie ciągnęło mnie tu i nie wyczekiwałam wyjścia z samochodu.
-No ok, prowadź.- gdy szliśmy, starałam się zapamiętać drogę by na przyszłość nie polegać tylko na Florku. Gdy doszliśmy do Jaśka chłopcy zabrali namioty i ruszyliśmy w dalszą drogę po resztę paczki. Okazało się, że będą na nas czekać już w miejscu docelowym, toteż poszliśmy dalej.
  W końcu dotarliśmy, co nie? Przede mną rozpościera się jezioro, po drugiej stronie jest jakaś dzika plaża i zepsuty pomost, pływa tam parę osób. Ale w miejscu, w którym jesteśmy my nie ma nikogo. Jest tu miejsce na ognisko, zarośla, chaszcze i strome zejście do wody. Na jednym z drzew zawieszony jest gruby sznur, który najprawdopodobniej służy do skakania w wodę.
-Hej Natalka!- Klara zawiesiła się na mojej szyi.
-Hej!- uścisnęłam koleżankę.
-Yo mordko!- Filip również mnie przytulił, ale on mnie podniósł. Nim się zorientowałam byłam w wodzie. Razem z moją torbą i wszystkimi rzeczami.
-Ale ciepła! Właźcie!- krzyknął chłopak zachęcając resztę, której nie trzeba było powtarzać dwa razy. Porzucili kijki, które były im potrzebne do rozstawiania namiotów i niemal w biegu ściągali ciuchy.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś!- wrzasnęłam.
-Jestem cała mokra!
-To zwykle przytrafia się gdy ktoś wrzuci cię do jeziora- wszyscy się zaśmiali. Wszyscy, poza mną.
-Mam wszystko mokre! Ciuchy, torbę, wszystko!- piszczałam.
-Nie jesteś z cukru! Ale gdzie wychodzisz, nie am tak łatwo!- wszyscy zaczęli się chlapać, próbowałam jakoś wyjść, ale wszystko działo się tak, że byliśmy co raz dalej od brzegu. Tak się cieszę, że dobrze pływam, serio. Problem leży w tym, że nawet najlepszy, wodoodporny makijaż zmyje się gdy wpadnie się parę(naście) razy w wodę i zmoczy wszystko. Fryzura też mi się rozwaliła. Gdy wreszcie udało mi się wyjść na brzeg usiadłam obrażona pod jednym z drzew.
-Czemu się nie przebierzesz?- zapytał Florek
-Bo ten idiota wrzucił moje wszystkie rzeczy ze mną do wody!- fuknęłam. Po chwili dostałam koszulkę Filipa, który czuł się winny i pożyczone szorty Klary, która jest grubsza ode mnie, przez co spodenki trochę ze mnie leciały. Położyłam w słońcu moje rzeczy i usiadłam obok Klary, patrzyłyśmy jak chłopcy rozstawiają namioty.
  Zimno. Zimno mi w policzek. Otworzyłam oczy i poczułam, że coś wbija mi się w policzek. Leżałam na leśnym poszyciu. Co do cholery na mnie kapie?
-JASIEK!- ryknęłam gdy zobaczyłam ociekającego wodą chłopaka, który przygląda mi się nader uważnie.
-Miałem cię obudzić. Chodź z nami popływasz.- otrzepałam policzek z igiełek jakiejś choinki i odparłam
-Nie, wystarczy mi już wody. Z resztą i tak nie mam stroju kąpielowego.
-Nie wzięłaś?
-Wzięłam, ale jest mokry i nie mogę go ubrać.- pokazałam na torbę, która wcześniej stała w słońcu, ale teraz już był w tym miejscu cień. Ciekawe ile minęło czasu gdy spałam.
-No bo faktycznie strój kąpielowy nie służy do tego by był mokry. Przebierz się, wskocz do wody i będzie git.
-A która godzina?- zapytałam i wstając podeszłam do torby.
-Nie mam pojęcia. Chooodź pływać!- jęknął jak malutki chłopczyk, który prosi o coś słodkiego. Zaśmiałam się (niektórzy twierdzili, że ten sposób śmiania się jest we mnie uroczy) i poszłam się przebrać. Nasze namioty były malutkie, gdy do niego weszłam panowało w nim miłe, pomarańczowe światło, które nabrało takiego koloru przez materiał, który prześwitywał. Zapięłam trochę zacinający się zamek i modląc się bym nie była ustawiona pod słońce tak, że wszystko będzie widać przebrałam się maksymalnie szybko. Wyszłam z namiotu, zignorowałam obczajających mnie chłopaków i już miałam wejść do wody gdy poczułam rękę Filipa oplatającą moje biodro
-Jesteś tu pierwszy raz, więc musisz skoczyć.- obrócił mnie w stronę sznurka. Wzruszyłam ramionami i nie pokazując rosnącego we mnie przerażenia chwyciłam linę.
-Nic nie ma na dnie?- krzyknęłam, mój głos lekko zadrżał. Niedobrze, nie mogę pokazywać emocji. "Natalia, pamiętaj, emocje nie mogą tobą kierować"- powiedziałam do siebie w myślach. To dodaje otuchy, co nie?
-Nie, dno jest czyste. Sprawdzaliśmy i skakaliśmy jak spałaś.- odkrzyknęła Klara. Zaczerpnęłam do płuc powietrza i mocno uczepiłam się sznura. Ok, raz się żyje. Zrobiłam krok do tyłu i przekraczając strach odbiłam się od ziemi na samym skraju lekkiego wzniesienia. Puszczając linę pisnęłam, ale sekundę później chłodna woda wszystko zagłuszyła. Jest obrzydliwie zielona, ale nic nie mówię. Gdy wynurzyłam się z wody i odgarnęłam włosy z twarzy usłyszałam śmiech i oklaski. Wszyscy do mnie podpłynęli i Janek złapał mnie za rękę mówiąc
-Teraz należysz do naszej paczki.- zrobiło mi się ciepło na sercu. To miłe. Popatrzyłam po wszystkich i zatrzymałam się na oczach Filipa. Po chwili wszystko prysło bo zaczęli się chlapać. Będzie dziś ciekawie, tak coś czuję.




♦♦♦
Witajcie po przerwie! <3 Bardzo Was za to przepraszam, ale mam teraz taki moment, że serio ciężko mi pisać :( Szkoła, życie prywatne i blogi momentami ze sobą kolidują i nie wszystko gra tak jak powinno. Postaram się pozbierać i poprawić, obiecuję! :) A tymczasem jak Wam się podoba rozdział? 8) Wiem, że krótko, ale mówię: ciężko mi się pisze :P Co myślicie o zachowaniu Filipa i Florka? Czy Jasiek olewa zakład? Co wydarzy się w nocy? 8) Piszcie koniecznie! :D
Jak już skomentujecie to zapraszam na:
Cieplutko pozdrawiam
Miśka

poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 6

Perspektywa Jaśka

  Gdy przyszliśmy na orlik czekały na nas dziewczyny z Kubą i Florianem oraz niemiła niespodzianka.
-Mają trening.- powiedziała Natalka wskazując na dwie grupy dzieciaków, grali w piłkę. Dopiero zaczynali bo było widać, że są w pełni sił.
-To co robimy? Jakieś propozycje?
-Najpierw chodźmy po coś do picia.
-Do mnie jest najbliżej, chodźmy do mnie.- zadeklarował się Filip. Z westchnieniem ruszyliśmy po rozgrzanej drodze. Było na prawdę bardzo gorąco, chyba i tak byśmy nie pograli.
-Natalka, że też nie umierasz z gorąca.- jęknęła Klara opierając brodę na ramieniu koleżanki i idąc co chwilę prawie nadeptując na jej kostki.
-Jest mi tak dramatycznie gorąco, że się rozpływam.- odparła dziewczyna. Musi jej być gorąco, ma dramatycznie długie włosy i ciemną koszulkę, która teoretycznie szybciej się nagrzewa.
-Nie widać tego po tobie.- Filip uśmiechnięty w jej stronę ma rację. Wszyscy byliśmy całkiem czerwoni, zziajani i mieliśmy inne objawy zbytniego nagrzania, ale Natalka zachowywała się jakby miała swój własny niż, który skutecznie ją chłodzi.
-Nie może być widać.- zaśmiała się. Doszliśmy do domu mojego kumpla, cała nasza szóstka weszła do przedpokoju, w którym panował błogosławiony chłód. Wszyscy padliśmy pod ściany, które również były zimne. Siedziałem obok Klary i Kuby, naprzeciwko nas była Natalka, po jej prawej siedział Florek a po lewej czekało miejsce na Filipa, który najpierw skoczył do kuchni po butelkę wody.
-Nie masz szklanek?- zapytała Natalia gdy chłopak usiadł obok niej.
-Napij się pierwsza.- odkręcił i podał jej butelkę.
-Ale wiecie, że tak można się pozarażać i to przenosi mnóstwo bakterii i...
-...i pij już po prostu, najwyżej się zarazimy i będziemy chorzy. Na coś trzeba umrzeć.- westchnąłem, ona bywa męcząca.
-Możesz być dla niej milszy?- zirytował się Filip. Cwaniak się jej podlizuje.
-Natalka, sorry.- uśmiechnąłem się przepraszająco.- wszyscy spojrzeli na mnie marszcząc brwi, Klara niezauważalnie tyknęła mnie w bok. Odparłem lekkim kiwnięciem głowy. Ona wiedziała o naszych zakładach i wiedziała co się kroi, uśmiechnęła się rozbawiona. Natalka podała Florianowi butelkę z leciutkim śladem szminki na samej górze. Podawaliśmy sobie tak picie w kółko (Natalka się w końcu przemogła, choć wcześniej wytarła zatyczkę butelki) aż się nie skończyło. Nieco pokrzepieni musieliśmy wymyślić sobie jakieś zajęcie.
-Tak w ogóle czemu się tu przeprowadziłaś?- zapytał Kuba zwracając się do Natalii.
-Nie przeprowadziłam się, jestem tu tylko do końca wakacji, mieszkam z babcią. Moi rodzice robią mieszkanie w Warszawie, ale nie jest jeszcze gotowe, więc nie chcą żebym z nimi tam mieszkała, jest nie skończone.
-Ale budują jakiś domek na przedmieściach?
-Niee, oni chyba robią jakiś apartament.- wzruszyła ramionami.
-Nie mówili ci?
-Nie obchodzi mnie to, ojciec niezbyt liczy się z moim zdaniem, więc niezbyt dużo mi mówi.
-A nie jest ci szkoda ludzi z twojej starej miejscowości?- zapytał Filip.
-Nie.- uśmiechnęła się jakby do siebie.
-Nie lubili cię?- teraz odezwała się Klara.
-Lubili, nawet bardzo. Albo kłamali, z resztą nie obchodzi mnie to.- wzruszyła ramionami, ale tym razem się uśmiechnęła.

Perspektywa Natalii
Wieczór

Resztę czasu spędziliśmy po prostu gadając w przyjemnie chłodnym przedpokoju Filipa. Potem przyszła jego mama i rozeszliśmy się na obiady do swoich domów. Florek jak zwykle mnie odprowadził, Jasiek z nami nie wracał bo został u Filipa, jadł obiad wcześniej. Pogadaliśmy sobie, on jest zawsze dla mnie miły. W sumie to chyba lubię go najbardziej z całej paczki, potem Filipa i Kubę. Jasiek jest wredny, choć muszę przyznać, że dziś był niespodziewanie sympatyczny, to co najmniej zastanawiające. Teraz siedzę w oknie kuchni i słuchając babci, która myje naczynia czekam na Klarę, ma do mnie wpaść za chwilkę.
-Podoba ci się tu w sumie? Bo widzę, że spotkałaś parę osób.
-Tak, jest fajnie!- odwróciłam się by posłać jej uśmiech. Nie jest w sumie tak źle, mogło być gorzej.
-No to bardzo się cieszę. Widziałam, że z początku nie byłaś zbyt zadowolona.
-Najpierw trzeba coś poznać, zanim się to oceni.- uśmiechnęłam się, gdy spostrzegłam, że  w stronę drzwi zbliża się Klara.
-Babciu, koleżanka przyszła!
-Okej, idźcie się pobawcie. Ale wróć o rozsądnej porze.- przewróciłam oczami i wyszłam. Prawie wpadłam na Klarę.
-Boże, przepraszam!- złapałam ją za ramię by się nie przewróciła.
-Nic się nie stało, luzik arbuzik.- uśmiechnęła się. Co to za tekst "luzik arbuzik" ? No cóż, nie wnikam.
-Nad czym tak myślisz?- zagadnęła patrząc przenikliwie na moja twarz. Muszę coś szybko wymyślić.
-Czemu chłopcy byli dziś tak dziwnie mili?
-Pogadałam z nimi by nie byli wobec ciebie tacy, zwłaszcza Janek.- uśmiechnęła się w moją stronę. To na prawdę miłe z jej strony, że się tak pofatygowała.
-Chodźmy na lody!- zaproponowała nagle.
-Dobra, chodźmy. Ale musisz prowadzić bo ja nie wiem gdzie jest sklep.- roześmiałam się. Mam zdecydowanie dobry humor.




♦♦♦
No to mamy rozdział! :) Znów krótszy, ale szkoła ;-; Musiałam już skończyć bo mam jeszcze lekcje do zrobienia i inne takie głupoty :/ Ale mimo to mam nadzieję, że się Wam podoba! :D Co myślicie o Klarze? I o chłopakach? Piszcie!
Jak już skomentujecie to zapraszam na:
Cieplutko pozdrawiam
Miśka

czwartek, 10 września 2015

Rozdział 5

  Generalnie to się strasznie nudzę, co nie? Ale zdążyłam już do tego przywyknąć. Jestem tu już jakiś tydzień i poza jednym wypadem kompletnie nic się tu nie dzieje. Moi rodzice jakby o mnie zapomnieli, mama zadzwoniła tylko raz, by upewnić się, że żyję. Owszem, żyję, dlaczego miałabym nie żyć? "Wypatroszony oszczepnik" nigdy nie istniał. Wiem bo pytałam się dziadka, który stwierdził, że Jasiek tylko coś wymyśla. Przez te wszystkie dni ładna pogoda się utrzymywała, więc było baaardzo gorąco, ale do tego również zdążyłam się przezwyaczaić. Natomiast nie zdążyłam się przezwyczaić do braku wi-fi, którego brak nadal mi doskwierał. Ale z drugiej strony: co mnie obchodzą ludzie, z którymi i tak nie będę miała już żadnego kontaktu? Ach, no tak- nic. Mimo wszystko fajnie by było móc dodać fotkę na mojego instagrama czy chociażby głupie fb, niech mają coś do lajkowania.
  Było przed dwunastą a ja leżałam najspokojniej na świecie na hamaku w paski, gdy nagle zawołała mnie babcia. Niechętnie wstałam i na boso ruszyłam w stronę drzwi do kuchni. Trawa łaskotała mnie w stopy ale musiałam uważać by nie nadepnąć na coś pszczoło-podobnego.
-Natalko, proszę- przynieś gumkę do włosów, dobrze?- poprosiła babcia gdy weszłam do kuchni. Kiwnęłam głową i udałam się w stronę schodów. Gdy otworzyłam drzwi do mojego pokoju uderzyło mnie gorące, lekko duszne powietrze, zapomniałam otworzyć okno. Gdy zrobiłam krok dalej, poczułam, że Neko ociera się o moje nogi. Kucnęłam i przytulając podniosłam zwierzątko. Wydała z siebie charakterystyczne dla niej "purr, purr". Ona nie mruczy, tylko robi takie "purr, purr"
-Co tam kicia? Znów spałaś na moich rzeczach?- zapytałam miziając ją za uszkiem. Przed chwilą spostrzegłam na mojej ulubionej bluzie trochę kłaczków sierści. Ale czymże jest kilka kłaczków sierści wobec wielkiej, puchatej miłości?
-Mój sierściuch.- odłożyłam Neko na poduszkę, wyjęłam z kosmetyczki gumkę i z powrotem zbiegłam na dół.
-Zwiążemy ci warkoczyk.- głos mojej babci rozniósł się po kuchni, gestem wskazała mi krzesło. Popatrzyłam na nią wzrokiem "no-chyba-sobie-ze-mnie-żartujesz" ale widząc jej spojrzenie "nie-żartuję-i-nie-każ-mi-powtarzać-dwa-razy" westchnęłam i opadłam na krzesło.
-Ale po co mi warkoczyk?- jęknęłam gdy zaczęła rozczesywać moje włosy, w sumie było to całkiem przyjemne.
-Idziemy do kościółka, jak skończę polecisz się ubrać, ale nie zajmuj łazienki. Msza jest na dwunastą trzydzieści.- skończyła splatać moje włosy. Wyglądam dziwnie, ale wysupłałam kilka kosmyków z przodu i zrobiło się całkiem spoko. Poszłam się podmalować, założyłam białą, zwiewną sukienkę i piętnaście po dwunastej zjawiłam się przed drzwiami wejściowymi. Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio byłam w kościele. Po chwili zjawił się mój dziadek (w białej koszuli, pachniał męską wodą kolońską i balsamem po goleniu) oraz moja babcia, która użyła za ciemnej szminki. To śmieszne, że do kościoła trzeba się aż tak odstawiać. Ale cóż, niech tak będzie. Idąc na mszę spotkaliśmy Klarę i jej rodziców. Dziadkowie zostali z tyłu rozmawiając z jej rodzicami. A my szłyśmy dalej by usiąść z tyłu (powiedziałam wcześniej o tym dziadkom)
-Dziewczyny!- głos Filipa rozległ się za nami. Odwróciłyśmy się i pomachaliśmy do chłopaka, zza którego po chwili wyszedł Jasiek. Obaj byli w koszulach i wyglądali serio super. Z resztą jak każdy chłopak w koszuli, co nie?
-Ładna fryzurka.- zakpił Jasiek, ale nie odpowiedziałam. Zrobił się już nudny.
  Msza zleciała całkiem szybko. Udawałam, że znam pieśni i, że wiem kiedy powinnam klęknąć a kiedy wstać. Zdążyłam przemyśleć sprawę i w kościele ostatnio byłam chwilę po pierwszej Komunii Świętej, trochę czasu minęło. I nie, nie mam bierzmowania.

Perspektywa Jaśka

  Gdy wychodziliśmy z kościoła umówiliśmy się, że koło szesnastej spotkamy się na orliku. Trza będzie dać cynk Florkowi bo on nic nie wie. Filip wracał ze mną ponieważ umówiliśmy się na wspólne granie. To nasza męska tradycja. Rywalizujemy we wszystkim- sporcie, nauce, grach, no wszystkim. Na potwierdzenie moich myśli Filip powiedział
-Mam dla ciebie wyzwanie.- uśmiechnąłem się szyderczo. Jeśli chodzi o grę to NIE MA SZANS.
-Wiesz, że mamy nowy obiekt w naszej grupie?
-Chodzi ci o Natalkę?
-Yep.- kiwnął głową.
-No i co z nią?
-Wiesz, że jeśli chodzi o zdobywanie dziewczyn mamy remis trzy do trzech? Nie sądzisz, że czas to zmienić?- przerwaliśmy na moment dyskusję ponieważ weszliśmy do domu. Moja mama już wróciła. Wnioskuję to po tym, że w powietrzu roznosił się zapach niedzielnego obiadu.
-Zjecie coś chłopcy?- wiedzieliśmy, że nawet nie ma po co mówić, że nie zjemy. Choćbyśmy nawet prosili na klęczkach- i tak zjemy. Bez słowa ruszyliśmy do kuchni i usiedliśmy przy stole.
-Pamiętasz co masz zrobić jak ty zjesz?- zapytała mnie mama.
-Dać jeść koniom, wiem, robię to codziennie od kilku lat.- przewróciłem oczami, to pytanie zrobiło się już irytujące. Zjedliśmy szybko bo przyszedł mój tata a nie chcieliśmy dostać czegoś dodatkowego do roboty. Pozmywaliśmy i czmychnęliśmy na podwórko.
-Więc na czym skończyliśmy?- zapytałem kumpla.
-Na tym, że czas zmienić nasz remis.
-Chodzi o Natalkę?
-Yep. Do końca wakacji. Założę się, że będzie wolała być ze mną niż z tobą.
-Człowieku, ona mnie nienawidzi!- prychnąłem otwierając skrzypiące drzwi stajni.
-Wymiękasz?- zadrwił.
-W twoich snach. Umowa stoi, do końca sierpnia.
-A, i ona nie może się nam podobać.
-Stary. Znasz mnie tyle czasu a nadal nie łapiesz, że nie jarają mnie puste laski?- roześmiałem się.
-Cześć Heroina- pogłaskałem klacz i wsypałem porcję jej obiadu. Filip pomógł mi z tym wszystkim. Fajne jest to, że możemy się zakładać o różne rzeczy a to nie psuje naszej relacji. I tak uwielbiam z nim wygrywać. A, że jestem za nim wyraźnie do tyłu muszę się serio postarać już od zaraz by Natalia zaczęła mnie przynajmniej tolerować. Nie jest zbyt inteligentna, więc to nie będzie trudne.




♦♦♦
Heeej :D Jak Wam się podoba rozdział? Wiem, że jest krótszy niż zwykle, ale na prawdę średnio u mnie z czasem :( Mimo wszystko mam nadzieję (hehe) że się Wam podoba. I tak, wiem, że na wyawm też jest motyw zakładu, ale działa on w zupełnie inny sposób i w ogóle, wiec to chyba nie stanowi problemu :> W ogóle piszcie co myślicie o tym wszystkim :) 
Jak już skomentujecie to zapraszam na:
aska ask
grupę grupa :D
Cieplutko pozdrawiam
Miśka

czwartek, 3 września 2015

Rozdział 4

   Po ostatnim incydencie na wycieczce do opuszczonego domu niezbyt śpieszyło mi się do wychodzenia gdziekolwiek. Może to zabrzmi idiotycznie, ale łącząc wydarzenia poczerniałych obrazów i napomknięcia Janka o wypatroszonym oszczepniku, który sam w sobie brzmi idiotycznie, doszłam do tego, że to wszystko nie było przypadkowe. Zapewne było, ale wiecie- mam głęboko w podświadomości obawę. Czasem każdy tak ma, co nie? W nocy moja wyobraźnia napędzana paranoicznym strachem gna przez chore krajobrazy koszmarów, które są pełne zjawisk paranormalnych i nożowników patroszących martwe płody. Mimo wewnętrznego niepokoju przystałam na propozycję Klary, która dotyczyła wspólnych zakupów na mieście. Byłyśmy umówione na trzynastą, czyli za jakąś godzinkę z haczykiem. Klara miała po mnie wpaść bo wyjeżdżałyśmy z jej domu (jej tata nas podwiezie bo i tak jedzie do miasta) a ja nie znam okolicy i na sto procent nie trafię. Jako, że w końcu nie będę musiała łazić między jakimiś badylami, kującymi habaziami i innymi krzakami pozwoliłam sobie ubrać się ładniej. Stwierdziłam, że założę ciemnogranatową spódniczkę a do tego białą koszulkę z czarnym, angielskim napisem. W sumie to nawet nie wiem co on oznacza, ale to chyba nieistotne, co nie? Gdy już się ubrałam poszłam zrobić makijaż. Stwierdziłam, że będzie delikatny, więc użyłam tylko troszkę podkładu, pudru, ładnego, jasnego cienia, różu, tuszu do rzęs, które wcześniej zakręciłam zalotką i delikatnego błyszczyka, więc nic nachalnego. Tak przygotowana ogarnęłam włosy i zbiegłam na dół bo usłyszałam dzwonek do drzwi. Po drodze powiedziałam babci, że idę z Klarą na miasto. Babcia nie miała nic przeciwko ponieważ dwa dni siedziałam w domu i ona lubi rodzinę Klary. Gdy otworzyłam drzwi czekała na mnie mała niespodzianka. Stała tam nie tylko Laura, ale także Filip i Jasiek. Ten pierwszy mi nie przeszkadzał, ale ten drugi- owszem.
-Hej.- uśmiechnęłam się do wszystkich.
-Siemka. Spotkałam chłopaków i stwierdzili, że też chcą jechać. Nie przeszkadza ci to?- odpowiedziała mi uśmiechem.
-Nie, no co ty!- czy to nie jest oczywiste, że mi to przeszkadza? Mimo tego odrzuciłam włosy do tyłu i zamknęłam za sobą drzwi i wyruszyliśmy. Starałam się mniej więcej zapamiętać drogę, przyda mi się to.
-Zeskrobujesz to dłutem?- zapytał jasiek wskazując na moją twarz.
-Nie, ale ty wyglądasz jakbyś tak robił.- odparłam mu promiennym uśmiechem.
-Pocisk roku.- zadrwił.
-Uważaj żeby ci domu ten pocisk nie rozwalił.- odparłam tym samym.
-Ogarnijcie się. Masz ładny makijaż Natalka, nie słuchaj go.- Klara pocieszająco poklepała mnie po ramieniu.
-Ale ja nie mówię, że on jest brzydki. On jest nakładany szpachlą, wiecie o co mi chodzi. Mogę się założyć, że jak się puknie w jej policzek to się porobią pęknięcia.
-Zamknij się już Dąbrowski.- Filip zamknął temat i resztę krótkiej drogi przebyliśmy w milczeniu.
-No jesteście wreszcie! Wsiadajcie.- najprawdopodobniej ojciec Klary zawołał nas siedząc w starym aucie typu pick-up. (przyp autorki. Nie znam się na tym, ale wiecie o jaki samochód mi chodzi, co nie?) I gdzie mieliśmy siedzieć? NA TYLE. Nie na siedzeniach tylko na tym bagażniku! Przecież to jest totalnie nieodpowiedzialne i karalne!
-Ale...- zaczęłam zdanie,  które zostało przerwane przez Jaśka.
-Znów zaczynasz o coś marudzić? Nie, nie pobrudzisz sobie kiecki i nie, nie wypadniesz. Coś jeszcze?- prychnął. Chcąc nie chcąc weszliśmy do samochodu. W środku było kilka skrzynek, na czterech z nich usiedliśmy. Poza tym było tu trochę piór (nie chcę wiedzieć, nie chcę myśleć dlaczego tu są) jakieś sznurki i stare, przenośne radyjko, które zostało uruchomione gdy tylko ruszyliśmy. Ciepły wiatr owiewał wszystko, na szczęście nie jechaliśmy szybko i tylko jakimiś bocznymi drogami, więc raczej nic się nie stanie. Nagle z radia zaczęła lecieć piosenka, którą po chwili wszyscy podchwycili. Też ją znałam, ale nie zamierzam śpiewać. Klara wstała, chwyciła się szyn na dachu tego gdzie siedzi kierowca i zaczęła śpiewać jeszcze głośniej (Link do piosenki, wszystkie trzy piosenki to to samo :>)

Hej dziewczyno, czekam na Ciebie,
czekam na Ciebie
podejdź i daj mi się porwać
niech będzie uroczyście, uroczyście
podgłośniona muzyka, zamknięte okna.

Po chwili dołączyli się do niej również chłopcy i oni też wstali. Wszyscy zaczęli śpiewać i śmiać się, trochę machali rękami. Wszystko wyglądało bardzo wesoło, jakby nagrywali teledysk do jakiegoś nowego, wakacyjnego hitu

Tak, będziemy robić to co robimy,
Będziemy udawać, że jesteśmy fajni
I o tym wiemy
tak, będziemy robić to co robimy,
po prostu udając, że jesteśmy fajni,
Więc tego wieczoru...

Janek nagle wyciągnął do mnie rękę i zawołał
-No weź już się nie spinaj! Zobacz, to fajne!- po sekundzie namysłu podałam mu dłoń i pozwoliłam podciągnąć do góry. Wiatr rozwiał całkiem moje włosy a ciepłe powietrze zabawnie łaskotało policzki. Stałam obok Janka, trzymając się tych zardzewiałych szyn i śpiewałam z nimi na całe gardło, powietrze wlatywało mi do ust. To super uczucie.

Szalejmy, szalejmy, szalejmy
aż do wschodu słońca
Wiem, że dopiero się poznaliśmy,
ale udawajmy, że to miłość
I nigdy, nigdy, nigdy nie przestawajmy!
Tego wieczoru chodźmy
i żyjmy póki jesteśmy młodzi!
Whoohoo
i żyjmy póki jesteśmy młodzi
Whoohoo
Dziś wieczór chodźmy gdzieś.

Akurat gdy piosenka się skończyła wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się w stronę centrum (tak mi powiedzieli, muszę wierzyć im na słowo bo jestem w tym mieście pierwszy raz, co nie?) Poszliśmy kupić świeże nektarynki, które były bardzo soczyste i pyszne, bezcelowo szwędaliśmy się po mieście. Zaglądaliśmy do różnych sklepów i przymierzaliśmy różne dziwne rzeczy, których nigdy byśmy nie kupili. Klara kupiła sobie jedną koszulkę. Te sklepy są kompletnie niemarkowe, za moja jedną rzecz ona mogłaby sobie kupić takie z cztery. Ale cóż, w sumie było fajnie. Aż nie napotkaliśmy na swojej drodze fontanny, do której można było na luzie wejść by się schłodzić. Są takie miasta, wiecie co mam na myśli, co nie?
-Dziewczyny! Wykąpiemy was!- krzyknęli chłopcy i nim zdążyłyśmy zrozumieć co sie dzieje byłyśmy całe mokre. Chłopcy też, ale oni nie mieli MAKIJAŻU, który spływa teraz po ich twarzach. Wyglądam jak potwór, o nie, o nie, o nie. KURDE! Wyrwałam się z uścisku chłopaków, Klarze też się przy okazji udało i z mojej torebki wyjęłam chusteczki higieniczne. Wytarłam wszystko co mogłam wytrzeć i co wytrzeć było trzeba i spojrzałam w małe, przenośne lusterko. WSZYSTKO spłynęło. Wyglądam dramatycznie.
-Jednak nie trzeba dłuta, wystarczy miejska fontanna.- roześmiał się Jasiek.
-Będziesz płakać?- dodał po chwili.
-Zamknij się już, oki?- burknęłam i odwróciłam się od chłopaka.
-Nie wyglądasz tak źle.- to chyba miało mnie pocieszyć, nie wyszło. Zamorduję go samym wzrokiem jak znajdzie się ku temu sposobność. Będzie wypatroszony oszczepnik i spetryfikowany Jasiek.




♦♦♦
No to mamy 4 rozdział! :D Jak się podoba? :) Piszcie co myślicie :D Wiem, że w sumie ten był spokojniejszy, ale w kolejnym BĘDZIE się działo, przynajmniej taki jest plan! :D :D
Mam do Was prośbę: napiszcie w komentarzu co chcielibyście by było w tym opowiadaniu. Macie jakieś sugestie? Może czegoś ma nie być? Piszcie koniecznie! :D
Jak już skomentujecie to zapraszam na
aska ask
grupę grupa :D

Cieplutko pozdrawiam
Miśka