piątek, 4 grudnia 2015

Blog zawieszony. (Nie wiem do kiedy)

Myszki moje! Wybaczcie, że w ogóle zrobiłam to tak nagle, ale od miesiąca nie było postów i uznałam, że to bez sensu. Ponadto nie mam czasu na dwa blogi, posty pojawiają się rzadko, aaaaggh. Głupio mi to robić, ale przyznaję się- najnormalniej na świecie nie daję rady. 
Wrócimy kiedyś do Natalki, obiecuję! <3
I nie bądźcie na mnie źli, proszę :(
Jak odwieszę bloga to na pewno dam Wam znać, nie męczcie mnie o to, oki?

Wybaczcie, serio.
Cieplutko pozdrawiam, 
Miśka.

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 10

Delikatne nacisnęłam dłonią na klamkę, powoli otwierając drzwi i weszłam do domu. Uważnie zdjęłam buty i zaczęłam się modlić, by babcia była w kuchni i mnie nie zauważyła. 
-Teraz bądź cicho, jak miałkniesz to wpadniemy oboje.- szepnęłam do kotka, który siedział na mojej ręce i delikatnie wbijał się w nią pazurkami. Szybko, ale cicho pobiegłam do pokoju i zostawiłam tam kota, nakazując mu bycie grzecznym. Zeszłam na dół i wróciłam do przedpokoju. Chyba się udało. Znów, tym razem głośniej otworzyłam drzwi, po czym chwilę później je zatrzasnęłam, jakbym dopiero wchodziła do domu. 
-Wróciłam, babciu!- krzyknęłam radośnie i postałam chwilę, by myślała, że zdejmuję buty. Weszłam do kuchni. 
-No jesteś wreszcie. Jesteś głodna? 
-Nie bardzo.- uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w policzek. 
-Pewnie nie jadłaś śniadania, idź myj ręce a ja ci zaraz coś dam.- przewróciłam oczami, ale zgodnie z poleceniem udałam się do łazienki. Po co się pyta skoro i tak zawsze postawi na swoim? To bez sensu, co nie? Gdy wróciłam na stole stała parująca miska zupy a babcia wycierała białą szmatką łyżkę. 
-Proszę, siadaj. Zjedz wszystko bo to same witaminki. 
-Dobrze babciu.- kiwnęłam głową a zadowolona kobieta wyszła z kuchni. Po chwili wróciła i zaczęła się krzątać po kuchni. Dużo ludzi twierdzi, że starsze osoby nie mają w sobie energii. Niech popatrzy na moją babcię, na pewno zmieni zdanie. Na dziadka z resztą też, ale on przez większość czasu pracuje na ogrodzie. Wtem zadzwonił telefon. To mój ojciec. (Albo mama, która zgubiła telefon) 
-Natalia?- jego głos zabrzmiał w słuchawce. 
-Hej tato.
-Przyjadę po ciebie za dwie godziny. Ubierz się jak człowiek, masz być gotowa. Zabiorę cię na dzień do Warszawy, zobaczysz dom i szkołę. 
-Za dwie godziny?- upewniłam się. 
-Tak.- rozłączył się. W ekspresowym tempie skończyłam zupkę i zwróciłam się do babci
-Tatuś będzie po mnie za dwie godzinki bo muszę pojechać zobaczyć szkołę i nasze nowe mieszkanie. 
-Spakować cię?- popatrzyła na mnie z troską, jest taka kochana. 
-Nie trzeba, pójdę się przygotować. - uśmiechnęłam się i pobiegłam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i nałożyłam na nie odżywkę. Naszykowałam sobie ubrania i poszłam wysuszyć i podkręcić włosy. Teraz makijaż. Muszę się pomalować lepiej niż zazwyczaj bo po tych głupich namiotach wyglądam jakby mnie ktoś zjadł i wypluł. Gdy skończyłam zostało mi dwadzieścia minut do przyjazdu taty, więc zdecydowałam się jeszcze szybko poprawić paznokcie. Weszłam do pokoju i dokładnie zamknęłam za sobą drzwi. Wzrokiem zlustrowałam pokój, szukałam śladów bitwy miedzy kociakiem, którego przyniosłam dziś rano a Neko. Nic takiego nie znalazłam. Zajrzałam pod łóżko, kotki spały obok siebie. Mój Boże, jak dobrze, że tak szybko się polubiły i nie będą się zabijać przez kolejnych parę dni. Ale co ja mam z nimi zrobić? Przecież nie mogę ich tak po prostu zostawić, co nie? Babci nie mogę prosić żeby je karmiła i tak dalej bo zobaczy małego. Chcąc, nie chcąc nasypałam więcej karmy do miseczki i jeszcze raz popatrzyłam na kotki. 
-Będzie z wami ok, prawda?- zwróciłam się do zwierzaków, ale one nadal spały. Zakładając, że sobie poradzą (w końcu to tylko jedna noc, rano będę z powrotem, co nie?) Dostałam SMS'a o treści "wychodź" od mojego taty. Szybko spakowałam wszystko co potrzebne do torebki i ostatni raz zerknęłam na kociaki. Zbiegłam na dół, włożyłam buty i ściskając babcię wyszłam na podwórko. 
-Cześć tato.- powitałam mężczyznę, stał oparty o samochód i robił coś na telefonie. 
-Jesteś wreszcie, wsiadaj, musimy już jechać bo przez ciebie się spóźnię na ważne spotkanie.- zacisnęłam zęby i nie powiedziałam mu, że mógł po mnie nie przyjeżdżać, skoro dla niego jest to tak kłopotliwe. Wsiadłam do samochodu i po prostu włożyłam słuchawki w uszy. 

***

Jestem już pod nową szkołą, w ręku trzymam jakieś papiery, które mam donieść do sekretariatu. Ojciec powiedział mi, że mogę ze sobą zrobić co chcę, ale mam nie narobić głupot, wrócić przed dziewiętnastą i dał mi jakieś pieniądze. Gmach szkoły jest duży, nowy i taki... dumny. Dwie, białe kolumny po obu stronach drzwi, równiutko przystrzyżony żywopłot i idealny trawnik po obu stronach drogi z kostki prowadzącej do wejścia, sprawia, że to nie wygląda jak szkoła, widać za co rodzice płacą czesne. To wszystko jest... takie nie pasujące do szkoły. Moje wcześniejsze liceum było zaniedbane i brzydkie, to jest zupełnie co innego. Weszłam po szerokich schodach do wejścia i pchnęłam ciężkie, drewniane drzwi. Korytarz jest taki śliczny. Podłoga jest zrobiona z matowych, biało-czarnych kafelek (kafelków???) ściany są białe, a na nich wiszą różne, staranne plakaty, gazetki, zdjęcia, idealnie prace plastyczne i obrazy. Rozejrzałam się bezradnie po korytarzu, który rozdzielał się na trzy boki, gdzie może być sekretariat?
-Szukasz czegoś?- usłyszałam męski głos. Kojarzę go, ale nie wiem skąd. 
-Sekretariatu.- odwróciłam się w stronę chłopaka o dłuższych włosach z uroczym uśmiechem na mojej twarzy w stylu "jesteś taki super czy możesz mi pomóc, proooszęę"
-Chodź, zaprowadzę cię. Jesteś nowa, prawda? 
-Mhm, jestem na humanie. A ty?- nadal się uśmiecham, Boże dlaczego? Czemu muszę myć milutka, ugh, zabijcie mnie. Trochę od tego odwykłam. 
-To super, też jestem na humanie. Ale ja jestem w trzeciej klasie.- rozmowa jest sztuczna, już da się to wyczuć.
-Też jestem w trzeciej klasie, po prostu niedługo się tu przeprowadzę.- jak on mnie denerwuje, z tym swoim uśmieszkiem, jejku. Co się ze mną dzieje?
-Wyglądasz na młodszą.- roześmiał się. 
-To źle?- również się roześmiałam.
-To uroczo.- no, no. Uroczo będzie jak ci zetrę z twarzy ten uśmieszek. N i e n a w i d z ę gdy ludzie traktują mnie pobłażliwie. 
-Wybacz, że pytam, ale wydaje mi się, że skądś cię kojarzę. Nawet się sobie nie przedstawiliśmy.- poprawiłam włosy, odrzucając je na plecy. 
-Jestem Staś, wiem, że to głupie imię. W sumie możesz znać mój głos.- wskazał palcem na gardło.
-Faktycznie, prowadzisz audycję w radiu, już wiem!- zaśmiałam się. 
-Czasami jestem taka roztrzepana! A na imię mam Natalka.- powiedziałam to w chwili gdy dotarliśmy do sekretariatu. Weszłam tam, dziękując chłopakowi za pomoc i załatwiłam co mam załatwić. Wychodząc byłam pewna, że koleś, który mnie odprowadził już sobie poszedł, ale się myliłam. 
-O, czekałeś na mnie?- uśmiechnęłam się, gdy przyjęłam do wiadomości, że jestem na to skazana. 
-Wiesz, nie sądzę, że sama trafisz do wyjścia bo chyba nie zapamiętywałaś drogi podczas rozmowy ze mną.- co za idiota, oczywiście, że pamiętam drogę. 
-No w sumie masz rację..- podrapałam się po policzku. Staś odprowadził mnie do wyjścia i już myślałam, że będę mogła się zwinąć, uciec i nie zobaczyć go aż do września, ale on pokrzyżował moje plany.
-Dasz się wyciągnąć na jakąś kawę abo coś w tym stylu? 
-Wiesz co... Bardzo chętnie bym z tobą poszła, ale nie bardzo mam cza...- nie dane mi było dokończyć
-No nie daj się prosić. Przecież to nie zabierze całego dnia!- uśmiechnął się. I tak wylądowałam na kawie z chłopakiem, który mnie denerwuje. Świetny początek znajomości w szkole, nie ma co. 




 ♦♦♦
Dobra, w końcu jest ;-; Nawet nie wiecie jak ja nie umiałam tego napisać, ojej :x Wyszło wg mnie mocno średnio, zwłaszcza dialog :/ Ale chciałam Wam to juz dać, więc mam nadzieję, że nie jest tak źle. 
Komentujcie i takie tam
Cieplutko pozdrawiam
Miśka

środa, 7 października 2015

Rozdział 9

W stronę namiotów szłam,
bo prawie na Florka wpadłam.
Boję się, że on coś do mnie czuje,
więc niepewność w mym sercu się maluje.
Szybko od niego uciekam,
Z żadnym ruchem nie zwlekam.
Gdy wróciłam do ogniska,
przyjrzałam się wszystkim z bliska.
Zasnęła nasza "para" i Janek,
Ale z niego głupi pacanek (XD)
Całą trójkę obudziłam,
i do namiotów szybko zagoniłam.
Mimo, że trochę marudzili,
to w sumie jak zwykle byli mili.
Zaczynam ich sobie bardzo cenić,
muszę to wszystko zaraz odmienić.
Nie mogę się przywiązywać do ludzi,
Bo ludziom się wszystko szybko nudzi,
Więc znudzę się i ja,
a po ich stracie będę cierpieć razy dwa.
Zignorowałam te uczucia,
nie chcę wracać do marzeń snucia,
o tym, że znajdę przyjaciela,
do smutku i do wesela.
Bez sensu tak marudzić,
przecież moim łkaniem mogę kogoś obudzić.
Zawinęłam się więc szczelnie w koc,
i tak przespałam całą noc.
Obudzili mnie o brzasku,
narobiłam pełno wrzasku,
z powodu wielkiego pająka,
który w naszym namiocie się zabłąkał.
Gdy w końcu mnie uspokoili,
wszyscy chcieli byśmy do domu wrócili.
Toteż szybko zwinęliśmy namioty,
na jedzenie jakoś nie mieliśmy ochoty.
W końcu ruszyliśmy do domu,
nikt nic nie mówił nikomu,
zapewne dla tego, że to bardzo wczesna pora,
i każdy z nas ledwo co wyszedł ze swojego śpiwora.
Tylko Filip co jakiś czas nam mówił,
Aby nikt naszej paczki w nieszczęściu nie zgubił,
i  nie sypnął gdzie byliśmy podczas rozmowy z rodzicami,
niech lepiej to pozostanie tylko między nami.
Doszliśmy już do naszej wioski,
co rozwiało moje absurdalne troski,
że w tym lesie się zgubimy,
i do domu nie wrócimy.
Nagle usłyszałam jakiś dźwięk w krzakach, 
Myślę sobie "Już po ptakach!
zaraz nas tu ktoś zabije,
wbije coś ostrego w szyję!"
Słychać ten dźwięk już po raz drugi,
był piskliwy i jakby długi.
To przecież miauczenie!
Spojrzałam między drzewa korzenie,
myślałam, że me uszy omamiło zmęczenie,
ale to kotek malutki, prawdziwy!
Tylko jakby ledwo żywy.
Wzięłam maluszka w moje ramiona,
Filip ozwał się: "bez nas to stworzenie skona!
Trzeba go zabrać ze sobą do domu,
tylko powierzyć go nie ma komu..."
Na to ja: "Ja go ze sobą zabiorę,
babcia i tak ma zwierząt sforę,
więc jedno na razie nie zrobi różnicy,
potem przygarnie go ktoś z okolicy"
Tak więc wróciliśmy do domu,
o przygodzie tej nie mówiąc nikomu.
Tylko jak ja wytłumaczę babci,
tego zwierzaka, którego trzymam w łapci?




 ♦♦♦
Ja nie wiem co mnie napadło żeby to tak napisać XD
Ale chciałam tak zrobić, więc zrobiłam XD 
Jestem już prawie jak Mickiewicz, prawda? :D
Jeśli chcecie żebym Wam to napisała "normalnie" to dajcie znać, a napiszę XD 
I teraz w komentarzach ładnie piszemy:
 "CO AUTOR MIAŁ NA MYŚLI?"
Jak już napiszecie co autor miał na myśli to wpadnijcie na

Cieplutko pozdrawiam,
poetka Miśka XD

wtorek, 6 października 2015

Rozdział 8

"Gdy wynurzyłam się z wody i odgarnęłam włosy z twarzy usłyszałam śmiech i oklaski. Wszyscy do mnie podpłynęli i Janek złapał mnie za rękę mówiąc
-Teraz należysz do naszej paczki.- zrobiło mi się ciepło na sercu. To miłe. Popatrzyłam po wszystkich i zatrzymałam się na oczach Filipa. Po chwili wszystko prysło bo zaczęli się chlapać. Będzie dziś ciekawie, tak coś czuję."


  Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a my ustawialiśmy ognisko. Wyszło nam całkiem spore, tak mi się wydaje. Nigdy nie byłam na ognisku. Jest całkiem ok, bardzo klimatycznie. Długie cienie drzew rozciągają się na ziemi, pomarańczowo-różowe słońce przebija liście i zmieniając kolor otoczenia na cieplejszy daje uczucie bezpieczeństwa i ciepła. Zabarwione przez zachód chmury odbijają się w skrzącym jeziorze, niekiedy rażąc w oczy. Ptaki śpiewają już nieco ciszej, a ludzie, którzy byli na drugim brzegu już się stamtąd zwinęli. Słychać było tylko nasze rozmowy i przekleństwa chłopców, którzy usiłowali podpalić gałązki. Gdy wreszcie się to udało usiedliśmy dookoła ogniska i rozkoszowaliśmy się ciszą. Po chwili chłopcy wyjęli dla każdego po puszce piwa, a co. Nic nam nie będzie, na rozluźnienie się przyda. Trzeba będzie tylko pilnować by nikt nie wszedł do wody i będzie dobrze. 
-Zagrajmy w pytania.- uśmiechnęłam się do wszystkich. 
-Będziemy się nawzajem pytać o różne rzeczy. Osoba, która odpowiadała wcześniej zadaje pytanie kolejnej.- uśmiechnęłam się gdy wszyscy kiwnęli głowami na znak aprobaty. 
-To ty zacznij.- zasugerował Filip. 
-To niech będzie do Floriana. Kogo najmniej lubisz z naszej paczki?- zapytany zrobił dziwną minę, ale po chwili nabrał pewności siebie. 
-Lubię was wszystkich tak samo, na prawdę. Nie da się wybrać tak po prostu. Każde z was szanuję i lubię za co innego, więc to jakby wybierać pomiędzy pasztetem a nutellą. Lubię obie rzeczy, które niby są tym samym, ale patrząc na nie myślimy o zupełnie różnych rzeczach. I nie śmiejcie się, bardzo dobrze wiecie o co mi chodzi.- mimo wszystko on też się zaśmiał.
-Więc teraz ja? Filip, czy kochasz jakąś dziewczynę? 
-Tak, moją mamę. No co?- zaczęliśmy się śmiać. 
-Natalka, jesteś dziewicą? A jeśli nie to od kiedy?- śmiech zamarł na moich ustach. Po co mu to wiedzieć. Ale szczerość to szczerość. 
-Nie.  Jakoś od roku.- wzruszyłam ramionami. 
-To źle?- zapytałam, chłopak pokręcił głową. 
-Więc znów ja? Janek, dlaczego tak nagle zmieniłeś do mnie nastawienie?- cień przeszedł po twarzy chłopaka, który chwilę pomyślał nad odpowiedzią. 
-Bo zobaczyłem jaka jesteś na prawdę. Z pozoru wydajesz się pusta, ładne dziewczyny często są tak odbierane, ale gdy spędzi się z tobą trochę czasu to widać, że jesteś na prawdę fajną dziewczyną. I jak najbardziej odbierz to jako komplement.- puścił do mnie oczko a ciepło rozlało się po moim ciele. W końcu ktoś to zauważył. To, że o siebie dbam nie znaczy, że jestem głupia.
-Klara zasnęła.- wyszeptał Filip pokazując na dziewczynę, która oparła się na jego ramieniu. Kilka kosmyków wysupłało się z jej nieodłącznego, złotego warkocza i miała lekko rozchylone usta. Wyglądała na prawdę uroczo. Zwłaszcza obok Filipa, który teraz okrył ją jednym z koców, który zabraliśmy z domu. Odchyliłam się do tyłu i opierając się na rękach popatrzyłam w gwiazdy. Teraz, gdy światła miejscowości nie rozpraszały ich blasku było ich widać dużo więcej, ponadto wyraźniej. 
-Są piękne.- nagle obok mnie znalazł się Jasiek. Florek poszedł na moment do namiotu, najprawdopodobniej po więcej koców ponieważ zaczął wiać chłodnawy wiaterek. 
-Lubię gwiazdy. Gdy jestem na wakacjach u babci często w nie patrzę. W mieście i w mojej starej miejscowości prawie ich nie widać.
-Nie będzie ci tego brakować? Nie tylko gwiazd. Ale przestrzeni, świeżego powietrza, takiej wręcz namacalnej wolności i swojskości?- popatrzyłam na jego twarz, którą oświetlało ciepłe światło ogniska i księżyc, który aktualnie był a pełni. 
-Nie, nie zdążyłam się jeszcze przezwyczaić i przywiązać do tego. Nigdy do niczego ani do nikogo się nie przywiązuję, to bez sensu. 
-A przyjaciele?
-Nigdy nie miałam prawdziwej przyjaciółki. Zawsze było obok mnie dużo ludzi, ale tylko dlatego, że jestem ładna i przy kasie. Ludzie patrzą tylko na to, nikogo tak na prawdę nie obchodzi co czujesz.- mój głos zadrżał. Mimo, że już do tego przywykłam to czasem jest mi przykro. Zwłaszcza teraz, gdy mój umysł lekko szumi od alkoholu (mam na prawdę słabą głowę, wiem) Ale nie mogę okazywać emocji, co nie?
-Na prawdę nikomu nigdy nie ufałaś? Nigdy z nikim nie miałaś jakiejś w stu procentach pełnej więzi?- zaszokował się gdy pokręciłam głową. 
-Właśnie dlatego zawsze mam makijaż. Dlatego robię z siebie słodką idiotkę, ludzie lubią takie osoby. Tak jest łatwiej. Nie mogę sobie pozwolić na emocje, nie mogę być w stu procentach szczera. Zawsze muszę się ładnie uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku. 
-A teraz nie masz makijażu. I wydaje mi się, że jesteś szczera.- dosiadł się do nas Florek. Zakrywając twarz dłońmi osunęłam się całkiem na ziemię i wbiłam wzrok w niebo. 
-Ale wy nie macie chyba po co mnie oceniać. A w szkole, wśród znajomych i tak dalej muszę trzymać poziom. Muszę też dobrze wyglądać przy rodzicach by nie psuć o nas opinii. 
-Wydaje mi się, że masz bardzo smutne życie.- mruknął Jasiek. 
-Świetnie mnie podsumowałeś, dzięki.- uśmiechnęłam się ironicznie. Ale w sumie Janek ma rację. Z jednej strony nie chcę być postrzegana jako głupia, rozpieszczona dziewczyna, ale z drugiej strony wszyscy tego ode mnie oczekują. Łącznie z rodzicami i znajomymi. Każdy jest "jakiś" z "jakiegoś" powodu.
Za dużo powiedziałam chłopakom. Potarłam dłonią czoło i podniosłam się do pozycji siedzącej. Moim oczom ukazał się uroczy widoczek: Filip również zasnął, oparty o głowę Klary, która spoczywała na jego ramieniu. Podniosłam się i poprawiłam ich koc. Na prawdę głupio mi, że tak się przed nimi otworzyłam. Popatrzyłam na zarysy dwóch postaci, które leżały na ziemi i stwierdziłam, że idę zamoczyć nogi do jeziora. Nie, nie będę pływać, nie myślcie sobie, to by było nieodpowiedzialne. Przed zejściem do wody zdjęłam moje budy i uważając, by nic nie wbiło mi się w nogę (kij wie czy tu nie masz szkła albo jakiś ostrych rzeczy) zeszłam w dół. Od razu weszłam w wodę po kostki, moje ciało przeszedł dreszcz. Księżyc ładnie odbijał się w rozdygotanej, lustrzanej tafli nadając aurę tajemniczości, którą można wyczuć tylko w letnią noc nad jeziorem, tak mi się wydaje. Zaczęłam iść brzegiem, brodząc w wodzie, która powodowała u mnie przyjemne uczucie gęsiej skórki. Nie myślałam wtedy o tym, że woda jest zielona, co nie? W końcu doszłam do miejsca, w którym drogę zagradzało złamane w pół drzewo. Już miałam się obracać, gdy zza pleców usłyszałam niski głos
-Nie odchodź sama tak daleko bo ktoś cię może zjeść.- aż podskoczyłam, przez co poślizgnęłam się na kamieniu z dna. 
-Spokojnie, to tylko ja.- powiedział Florian, łapiąc mnie bym się nie przewróciła. 
-Przestraszyłeś mnie. 
-Dobrze, że to ja a nie wypatroszony oszczepnik.- jego uśmiechniętą twarz oświetlał księżyc. 
-Jesteś głupi, nie mów tak.- ze śmiechem lekko uderzyłam go w ramię.
-Zdziwiłaś mnie tym co powiedziałaś wcześniej. 
-Przezwyczaisz się z czasem. 
-Ja tam cię cenię taką, jaka jesteś. Im dłużej cię znam, jeżeli mogę powiedzieć, ze cie znam tym bardziej cię lubię. Od początku zrobiłaś na mnie dobre wrażenie.- zrobił jakby krok w moją stronę.Wtedy straciłam równowagę pod prawą nogą, która spadła mi ze śliskiego kamienia i upadłabym na twarz, gdyby nie Florian, na którym się oparłam.  
-Uważaj.- podniósł mnie, opierałam ręce na jego klatce piersiowej, więc czułam, że jego tętno przyspieszyło. 
-Chyba powinniśmy już iść.- stanęłam o własnych siłach i minęłam chłopaka. Dziwnie zestresowana zaczęłam wracać w stronę namiotów. 




 
♦♦♦
Nareszcie jest! :D Kolejny rozdział! Jak wam się podobał? 8) Co myślicie teraz o Natalce? Czy pyknie coś między Klarą a Filipem? I co myślicie o Florku? 8) Piszcie koniecznie, liczę na ciekawe komentarze do poczytania :D :D 
 Jak już skomentujecie to zapraszam na:
Cieplutko pozdrawiam
Miśka

wtorek, 29 września 2015

Rozdział 7

Komórka zawibrowała w mojej kieszeni.

Od: Florek
      "Idziemy z Jankiem, Klarą i Filipem dziś pod namioty. Jeśli chcesz iść z              nami to daj znać, wpadnę po ciebie za godzinkę z hakiem :)"
Do: Florek
    "Niestety nie mam namiotu :/"

Nie chcę z nimi iść. Brudno, ciemno, zimno. W namiotach nie ma nic ciekawego.

Od: Florek
     "To nic, my mamy. Chodź z nami, zobaczysz, że będzie fajnie! :D"

Co powiedzieć żeby się wymigać?

Od: Klara
     "Chodź z nami, nie bądź sztywniara!"

Widzę, że przekazywanie informacji działa u nich zadziwiająco dobrze. Nie mogę być sztywniarą, muszę iść.

Do: Klara; Florek
     "No dobra, idę :)"

Buźka na końcu jest przepełniona sarkazmem, ale oni nie muszą tego wiedzieć. Westchnęłam i podniosłam się z łóżka.
-Babciu! - krzyknęłam gdy otworzyłam drzwi mojego pokoju. Mam nadzieję, że usłyszy.
-Tak? - ma dobry słuch.
-Mogę iść do Klary? - wiem, że mogę, ale niech babcia myśli, że mi na to pozwala.
-No jasne, że tak! - oczami wyobraźni widziałam jak kiwa z aprobatą głową i myśli "Ma porządne towarzystwo" Cieszę się, że ją lubi.
-A mogłabym u niej spać? Chcemy obejrzeć parę filmów przyrodniczych, które Klara wypożyczyła na dziś wieczór. - chwila ciszy, moment niepewności.
-Dobrze, ale nie siedźcie za długo! - uśmiechnęłam się do siebie. Filmy przyrodnicze owszem, ale na żywo. Mimowolnie wzdrygnęłam się na myśl o spaniu na ziemi.  Fujka, co nie?
-No jasne, ile można siedzieć przed telewizorem!
-Chodź coś zjesz najpierw. - zamknęłam za sobą drzwi i zbiegłam na dół by pochłonąć zupę. Oszczędziłam w ten sposób czas, który zmarnowałabym na kłótnie z babcią, a ona i tak nie da sobie nic wytłumaczyć. Gdy już zjadłam od razu popędziłam na górę by nałożyć odrobinę wodoodpornego makijażu (na wszelki wypadek) i powrzucać najważniejsze rzeczy do torby.
-Pa pa, Neko. - kotka zamruczała gdy podrapałam ją za uchem, ma świetną sierść. Pobiegłam na dół i złożyłam szybkiego całusa na babcinym policzku. Musze się pospieszyć bo jeśli Florek przyjdzie i zapuka do drzwi będę się musiała gęsto tłumaczyć. A tak to po prostu złapię go przy bramie. Jest już późno, mam nadzieję, że za chwilę nie usłyszę dzwonka do drzwi. Wyszłam przez taras i w dosłownie ostatniej sekundzie strąciłam rękę Florka z dzwonka.
-Cicho bądź, moja babcia myśli, że idę do Klary- szepnęłam gdy zrobił pytającą minę.
-Idę, pa pa!- krzyknęłam w głąb domu i zamknęłam drzwi. Przeszliśmy z Florianem przez sad by nikt nas nie zobaczył.
-Czemu okłamałaś babcię?
-Bo by mnie nie puściła.- wzruszyłam ramionami. Przecież każdy kiedyś powiedział rodzicom, że idzie się uczyć biologii, tak na prawdę idąc z koleżanką na jakaś imprezę lub coś w tym stylu. Każdy tak robi, co nie?
-Jakbyś z nią pogadała to by cię puściła, to miła osoba.
-No dobra, dobra. Jeśli będzie następny raz to z nią pogadam, obiecuję.- uśmiechnęłam się tak, że teraz na pewno nie jest na mnie zły.
-Na pewno będzie następny raz. Teraz wstąpimy szybko do Jaśka po namioty i z nim złapiemy resztę ekipy przy placyku.
-Placyku?
-Plac zabaw przy wylocie, prawdopodobnie obok niego przejeżdżałaś. Obok niego odbijemy w lewo i pójdziemy skrótem przez las i będziemy.- nie pamiętam żadnego placu zabaw. Nie patrzyłam się w okno, nie ciągnęło mnie tu i nie wyczekiwałam wyjścia z samochodu.
-No ok, prowadź.- gdy szliśmy, starałam się zapamiętać drogę by na przyszłość nie polegać tylko na Florku. Gdy doszliśmy do Jaśka chłopcy zabrali namioty i ruszyliśmy w dalszą drogę po resztę paczki. Okazało się, że będą na nas czekać już w miejscu docelowym, toteż poszliśmy dalej.
  W końcu dotarliśmy, co nie? Przede mną rozpościera się jezioro, po drugiej stronie jest jakaś dzika plaża i zepsuty pomost, pływa tam parę osób. Ale w miejscu, w którym jesteśmy my nie ma nikogo. Jest tu miejsce na ognisko, zarośla, chaszcze i strome zejście do wody. Na jednym z drzew zawieszony jest gruby sznur, który najprawdopodobniej służy do skakania w wodę.
-Hej Natalka!- Klara zawiesiła się na mojej szyi.
-Hej!- uścisnęłam koleżankę.
-Yo mordko!- Filip również mnie przytulił, ale on mnie podniósł. Nim się zorientowałam byłam w wodzie. Razem z moją torbą i wszystkimi rzeczami.
-Ale ciepła! Właźcie!- krzyknął chłopak zachęcając resztę, której nie trzeba było powtarzać dwa razy. Porzucili kijki, które były im potrzebne do rozstawiania namiotów i niemal w biegu ściągali ciuchy.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś!- wrzasnęłam.
-Jestem cała mokra!
-To zwykle przytrafia się gdy ktoś wrzuci cię do jeziora- wszyscy się zaśmiali. Wszyscy, poza mną.
-Mam wszystko mokre! Ciuchy, torbę, wszystko!- piszczałam.
-Nie jesteś z cukru! Ale gdzie wychodzisz, nie am tak łatwo!- wszyscy zaczęli się chlapać, próbowałam jakoś wyjść, ale wszystko działo się tak, że byliśmy co raz dalej od brzegu. Tak się cieszę, że dobrze pływam, serio. Problem leży w tym, że nawet najlepszy, wodoodporny makijaż zmyje się gdy wpadnie się parę(naście) razy w wodę i zmoczy wszystko. Fryzura też mi się rozwaliła. Gdy wreszcie udało mi się wyjść na brzeg usiadłam obrażona pod jednym z drzew.
-Czemu się nie przebierzesz?- zapytał Florek
-Bo ten idiota wrzucił moje wszystkie rzeczy ze mną do wody!- fuknęłam. Po chwili dostałam koszulkę Filipa, który czuł się winny i pożyczone szorty Klary, która jest grubsza ode mnie, przez co spodenki trochę ze mnie leciały. Położyłam w słońcu moje rzeczy i usiadłam obok Klary, patrzyłyśmy jak chłopcy rozstawiają namioty.
  Zimno. Zimno mi w policzek. Otworzyłam oczy i poczułam, że coś wbija mi się w policzek. Leżałam na leśnym poszyciu. Co do cholery na mnie kapie?
-JASIEK!- ryknęłam gdy zobaczyłam ociekającego wodą chłopaka, który przygląda mi się nader uważnie.
-Miałem cię obudzić. Chodź z nami popływasz.- otrzepałam policzek z igiełek jakiejś choinki i odparłam
-Nie, wystarczy mi już wody. Z resztą i tak nie mam stroju kąpielowego.
-Nie wzięłaś?
-Wzięłam, ale jest mokry i nie mogę go ubrać.- pokazałam na torbę, która wcześniej stała w słońcu, ale teraz już był w tym miejscu cień. Ciekawe ile minęło czasu gdy spałam.
-No bo faktycznie strój kąpielowy nie służy do tego by był mokry. Przebierz się, wskocz do wody i będzie git.
-A która godzina?- zapytałam i wstając podeszłam do torby.
-Nie mam pojęcia. Chooodź pływać!- jęknął jak malutki chłopczyk, który prosi o coś słodkiego. Zaśmiałam się (niektórzy twierdzili, że ten sposób śmiania się jest we mnie uroczy) i poszłam się przebrać. Nasze namioty były malutkie, gdy do niego weszłam panowało w nim miłe, pomarańczowe światło, które nabrało takiego koloru przez materiał, który prześwitywał. Zapięłam trochę zacinający się zamek i modląc się bym nie była ustawiona pod słońce tak, że wszystko będzie widać przebrałam się maksymalnie szybko. Wyszłam z namiotu, zignorowałam obczajających mnie chłopaków i już miałam wejść do wody gdy poczułam rękę Filipa oplatającą moje biodro
-Jesteś tu pierwszy raz, więc musisz skoczyć.- obrócił mnie w stronę sznurka. Wzruszyłam ramionami i nie pokazując rosnącego we mnie przerażenia chwyciłam linę.
-Nic nie ma na dnie?- krzyknęłam, mój głos lekko zadrżał. Niedobrze, nie mogę pokazywać emocji. "Natalia, pamiętaj, emocje nie mogą tobą kierować"- powiedziałam do siebie w myślach. To dodaje otuchy, co nie?
-Nie, dno jest czyste. Sprawdzaliśmy i skakaliśmy jak spałaś.- odkrzyknęła Klara. Zaczerpnęłam do płuc powietrza i mocno uczepiłam się sznura. Ok, raz się żyje. Zrobiłam krok do tyłu i przekraczając strach odbiłam się od ziemi na samym skraju lekkiego wzniesienia. Puszczając linę pisnęłam, ale sekundę później chłodna woda wszystko zagłuszyła. Jest obrzydliwie zielona, ale nic nie mówię. Gdy wynurzyłam się z wody i odgarnęłam włosy z twarzy usłyszałam śmiech i oklaski. Wszyscy do mnie podpłynęli i Janek złapał mnie za rękę mówiąc
-Teraz należysz do naszej paczki.- zrobiło mi się ciepło na sercu. To miłe. Popatrzyłam po wszystkich i zatrzymałam się na oczach Filipa. Po chwili wszystko prysło bo zaczęli się chlapać. Będzie dziś ciekawie, tak coś czuję.




♦♦♦
Witajcie po przerwie! <3 Bardzo Was za to przepraszam, ale mam teraz taki moment, że serio ciężko mi pisać :( Szkoła, życie prywatne i blogi momentami ze sobą kolidują i nie wszystko gra tak jak powinno. Postaram się pozbierać i poprawić, obiecuję! :) A tymczasem jak Wam się podoba rozdział? 8) Wiem, że krótko, ale mówię: ciężko mi się pisze :P Co myślicie o zachowaniu Filipa i Florka? Czy Jasiek olewa zakład? Co wydarzy się w nocy? 8) Piszcie koniecznie! :D
Jak już skomentujecie to zapraszam na:
Cieplutko pozdrawiam
Miśka

poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 6

Perspektywa Jaśka

  Gdy przyszliśmy na orlik czekały na nas dziewczyny z Kubą i Florianem oraz niemiła niespodzianka.
-Mają trening.- powiedziała Natalka wskazując na dwie grupy dzieciaków, grali w piłkę. Dopiero zaczynali bo było widać, że są w pełni sił.
-To co robimy? Jakieś propozycje?
-Najpierw chodźmy po coś do picia.
-Do mnie jest najbliżej, chodźmy do mnie.- zadeklarował się Filip. Z westchnieniem ruszyliśmy po rozgrzanej drodze. Było na prawdę bardzo gorąco, chyba i tak byśmy nie pograli.
-Natalka, że też nie umierasz z gorąca.- jęknęła Klara opierając brodę na ramieniu koleżanki i idąc co chwilę prawie nadeptując na jej kostki.
-Jest mi tak dramatycznie gorąco, że się rozpływam.- odparła dziewczyna. Musi jej być gorąco, ma dramatycznie długie włosy i ciemną koszulkę, która teoretycznie szybciej się nagrzewa.
-Nie widać tego po tobie.- Filip uśmiechnięty w jej stronę ma rację. Wszyscy byliśmy całkiem czerwoni, zziajani i mieliśmy inne objawy zbytniego nagrzania, ale Natalka zachowywała się jakby miała swój własny niż, który skutecznie ją chłodzi.
-Nie może być widać.- zaśmiała się. Doszliśmy do domu mojego kumpla, cała nasza szóstka weszła do przedpokoju, w którym panował błogosławiony chłód. Wszyscy padliśmy pod ściany, które również były zimne. Siedziałem obok Klary i Kuby, naprzeciwko nas była Natalka, po jej prawej siedział Florek a po lewej czekało miejsce na Filipa, który najpierw skoczył do kuchni po butelkę wody.
-Nie masz szklanek?- zapytała Natalia gdy chłopak usiadł obok niej.
-Napij się pierwsza.- odkręcił i podał jej butelkę.
-Ale wiecie, że tak można się pozarażać i to przenosi mnóstwo bakterii i...
-...i pij już po prostu, najwyżej się zarazimy i będziemy chorzy. Na coś trzeba umrzeć.- westchnąłem, ona bywa męcząca.
-Możesz być dla niej milszy?- zirytował się Filip. Cwaniak się jej podlizuje.
-Natalka, sorry.- uśmiechnąłem się przepraszająco.- wszyscy spojrzeli na mnie marszcząc brwi, Klara niezauważalnie tyknęła mnie w bok. Odparłem lekkim kiwnięciem głowy. Ona wiedziała o naszych zakładach i wiedziała co się kroi, uśmiechnęła się rozbawiona. Natalka podała Florianowi butelkę z leciutkim śladem szminki na samej górze. Podawaliśmy sobie tak picie w kółko (Natalka się w końcu przemogła, choć wcześniej wytarła zatyczkę butelki) aż się nie skończyło. Nieco pokrzepieni musieliśmy wymyślić sobie jakieś zajęcie.
-Tak w ogóle czemu się tu przeprowadziłaś?- zapytał Kuba zwracając się do Natalii.
-Nie przeprowadziłam się, jestem tu tylko do końca wakacji, mieszkam z babcią. Moi rodzice robią mieszkanie w Warszawie, ale nie jest jeszcze gotowe, więc nie chcą żebym z nimi tam mieszkała, jest nie skończone.
-Ale budują jakiś domek na przedmieściach?
-Niee, oni chyba robią jakiś apartament.- wzruszyła ramionami.
-Nie mówili ci?
-Nie obchodzi mnie to, ojciec niezbyt liczy się z moim zdaniem, więc niezbyt dużo mi mówi.
-A nie jest ci szkoda ludzi z twojej starej miejscowości?- zapytał Filip.
-Nie.- uśmiechnęła się jakby do siebie.
-Nie lubili cię?- teraz odezwała się Klara.
-Lubili, nawet bardzo. Albo kłamali, z resztą nie obchodzi mnie to.- wzruszyła ramionami, ale tym razem się uśmiechnęła.

Perspektywa Natalii
Wieczór

Resztę czasu spędziliśmy po prostu gadając w przyjemnie chłodnym przedpokoju Filipa. Potem przyszła jego mama i rozeszliśmy się na obiady do swoich domów. Florek jak zwykle mnie odprowadził, Jasiek z nami nie wracał bo został u Filipa, jadł obiad wcześniej. Pogadaliśmy sobie, on jest zawsze dla mnie miły. W sumie to chyba lubię go najbardziej z całej paczki, potem Filipa i Kubę. Jasiek jest wredny, choć muszę przyznać, że dziś był niespodziewanie sympatyczny, to co najmniej zastanawiające. Teraz siedzę w oknie kuchni i słuchając babci, która myje naczynia czekam na Klarę, ma do mnie wpaść za chwilkę.
-Podoba ci się tu w sumie? Bo widzę, że spotkałaś parę osób.
-Tak, jest fajnie!- odwróciłam się by posłać jej uśmiech. Nie jest w sumie tak źle, mogło być gorzej.
-No to bardzo się cieszę. Widziałam, że z początku nie byłaś zbyt zadowolona.
-Najpierw trzeba coś poznać, zanim się to oceni.- uśmiechnęłam się, gdy spostrzegłam, że  w stronę drzwi zbliża się Klara.
-Babciu, koleżanka przyszła!
-Okej, idźcie się pobawcie. Ale wróć o rozsądnej porze.- przewróciłam oczami i wyszłam. Prawie wpadłam na Klarę.
-Boże, przepraszam!- złapałam ją za ramię by się nie przewróciła.
-Nic się nie stało, luzik arbuzik.- uśmiechnęła się. Co to za tekst "luzik arbuzik" ? No cóż, nie wnikam.
-Nad czym tak myślisz?- zagadnęła patrząc przenikliwie na moja twarz. Muszę coś szybko wymyślić.
-Czemu chłopcy byli dziś tak dziwnie mili?
-Pogadałam z nimi by nie byli wobec ciebie tacy, zwłaszcza Janek.- uśmiechnęła się w moją stronę. To na prawdę miłe z jej strony, że się tak pofatygowała.
-Chodźmy na lody!- zaproponowała nagle.
-Dobra, chodźmy. Ale musisz prowadzić bo ja nie wiem gdzie jest sklep.- roześmiałam się. Mam zdecydowanie dobry humor.




♦♦♦
No to mamy rozdział! :) Znów krótszy, ale szkoła ;-; Musiałam już skończyć bo mam jeszcze lekcje do zrobienia i inne takie głupoty :/ Ale mimo to mam nadzieję, że się Wam podoba! :D Co myślicie o Klarze? I o chłopakach? Piszcie!
Jak już skomentujecie to zapraszam na:
Cieplutko pozdrawiam
Miśka

czwartek, 10 września 2015

Rozdział 5

  Generalnie to się strasznie nudzę, co nie? Ale zdążyłam już do tego przywyknąć. Jestem tu już jakiś tydzień i poza jednym wypadem kompletnie nic się tu nie dzieje. Moi rodzice jakby o mnie zapomnieli, mama zadzwoniła tylko raz, by upewnić się, że żyję. Owszem, żyję, dlaczego miałabym nie żyć? "Wypatroszony oszczepnik" nigdy nie istniał. Wiem bo pytałam się dziadka, który stwierdził, że Jasiek tylko coś wymyśla. Przez te wszystkie dni ładna pogoda się utrzymywała, więc było baaardzo gorąco, ale do tego również zdążyłam się przezwyaczaić. Natomiast nie zdążyłam się przezwyczaić do braku wi-fi, którego brak nadal mi doskwierał. Ale z drugiej strony: co mnie obchodzą ludzie, z którymi i tak nie będę miała już żadnego kontaktu? Ach, no tak- nic. Mimo wszystko fajnie by było móc dodać fotkę na mojego instagrama czy chociażby głupie fb, niech mają coś do lajkowania.
  Było przed dwunastą a ja leżałam najspokojniej na świecie na hamaku w paski, gdy nagle zawołała mnie babcia. Niechętnie wstałam i na boso ruszyłam w stronę drzwi do kuchni. Trawa łaskotała mnie w stopy ale musiałam uważać by nie nadepnąć na coś pszczoło-podobnego.
-Natalko, proszę- przynieś gumkę do włosów, dobrze?- poprosiła babcia gdy weszłam do kuchni. Kiwnęłam głową i udałam się w stronę schodów. Gdy otworzyłam drzwi do mojego pokoju uderzyło mnie gorące, lekko duszne powietrze, zapomniałam otworzyć okno. Gdy zrobiłam krok dalej, poczułam, że Neko ociera się o moje nogi. Kucnęłam i przytulając podniosłam zwierzątko. Wydała z siebie charakterystyczne dla niej "purr, purr". Ona nie mruczy, tylko robi takie "purr, purr"
-Co tam kicia? Znów spałaś na moich rzeczach?- zapytałam miziając ją za uszkiem. Przed chwilą spostrzegłam na mojej ulubionej bluzie trochę kłaczków sierści. Ale czymże jest kilka kłaczków sierści wobec wielkiej, puchatej miłości?
-Mój sierściuch.- odłożyłam Neko na poduszkę, wyjęłam z kosmetyczki gumkę i z powrotem zbiegłam na dół.
-Zwiążemy ci warkoczyk.- głos mojej babci rozniósł się po kuchni, gestem wskazała mi krzesło. Popatrzyłam na nią wzrokiem "no-chyba-sobie-ze-mnie-żartujesz" ale widząc jej spojrzenie "nie-żartuję-i-nie-każ-mi-powtarzać-dwa-razy" westchnęłam i opadłam na krzesło.
-Ale po co mi warkoczyk?- jęknęłam gdy zaczęła rozczesywać moje włosy, w sumie było to całkiem przyjemne.
-Idziemy do kościółka, jak skończę polecisz się ubrać, ale nie zajmuj łazienki. Msza jest na dwunastą trzydzieści.- skończyła splatać moje włosy. Wyglądam dziwnie, ale wysupłałam kilka kosmyków z przodu i zrobiło się całkiem spoko. Poszłam się podmalować, założyłam białą, zwiewną sukienkę i piętnaście po dwunastej zjawiłam się przed drzwiami wejściowymi. Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio byłam w kościele. Po chwili zjawił się mój dziadek (w białej koszuli, pachniał męską wodą kolońską i balsamem po goleniu) oraz moja babcia, która użyła za ciemnej szminki. To śmieszne, że do kościoła trzeba się aż tak odstawiać. Ale cóż, niech tak będzie. Idąc na mszę spotkaliśmy Klarę i jej rodziców. Dziadkowie zostali z tyłu rozmawiając z jej rodzicami. A my szłyśmy dalej by usiąść z tyłu (powiedziałam wcześniej o tym dziadkom)
-Dziewczyny!- głos Filipa rozległ się za nami. Odwróciłyśmy się i pomachaliśmy do chłopaka, zza którego po chwili wyszedł Jasiek. Obaj byli w koszulach i wyglądali serio super. Z resztą jak każdy chłopak w koszuli, co nie?
-Ładna fryzurka.- zakpił Jasiek, ale nie odpowiedziałam. Zrobił się już nudny.
  Msza zleciała całkiem szybko. Udawałam, że znam pieśni i, że wiem kiedy powinnam klęknąć a kiedy wstać. Zdążyłam przemyśleć sprawę i w kościele ostatnio byłam chwilę po pierwszej Komunii Świętej, trochę czasu minęło. I nie, nie mam bierzmowania.

Perspektywa Jaśka

  Gdy wychodziliśmy z kościoła umówiliśmy się, że koło szesnastej spotkamy się na orliku. Trza będzie dać cynk Florkowi bo on nic nie wie. Filip wracał ze mną ponieważ umówiliśmy się na wspólne granie. To nasza męska tradycja. Rywalizujemy we wszystkim- sporcie, nauce, grach, no wszystkim. Na potwierdzenie moich myśli Filip powiedział
-Mam dla ciebie wyzwanie.- uśmiechnąłem się szyderczo. Jeśli chodzi o grę to NIE MA SZANS.
-Wiesz, że mamy nowy obiekt w naszej grupie?
-Chodzi ci o Natalkę?
-Yep.- kiwnął głową.
-No i co z nią?
-Wiesz, że jeśli chodzi o zdobywanie dziewczyn mamy remis trzy do trzech? Nie sądzisz, że czas to zmienić?- przerwaliśmy na moment dyskusję ponieważ weszliśmy do domu. Moja mama już wróciła. Wnioskuję to po tym, że w powietrzu roznosił się zapach niedzielnego obiadu.
-Zjecie coś chłopcy?- wiedzieliśmy, że nawet nie ma po co mówić, że nie zjemy. Choćbyśmy nawet prosili na klęczkach- i tak zjemy. Bez słowa ruszyliśmy do kuchni i usiedliśmy przy stole.
-Pamiętasz co masz zrobić jak ty zjesz?- zapytała mnie mama.
-Dać jeść koniom, wiem, robię to codziennie od kilku lat.- przewróciłem oczami, to pytanie zrobiło się już irytujące. Zjedliśmy szybko bo przyszedł mój tata a nie chcieliśmy dostać czegoś dodatkowego do roboty. Pozmywaliśmy i czmychnęliśmy na podwórko.
-Więc na czym skończyliśmy?- zapytałem kumpla.
-Na tym, że czas zmienić nasz remis.
-Chodzi o Natalkę?
-Yep. Do końca wakacji. Założę się, że będzie wolała być ze mną niż z tobą.
-Człowieku, ona mnie nienawidzi!- prychnąłem otwierając skrzypiące drzwi stajni.
-Wymiękasz?- zadrwił.
-W twoich snach. Umowa stoi, do końca sierpnia.
-A, i ona nie może się nam podobać.
-Stary. Znasz mnie tyle czasu a nadal nie łapiesz, że nie jarają mnie puste laski?- roześmiałem się.
-Cześć Heroina- pogłaskałem klacz i wsypałem porcję jej obiadu. Filip pomógł mi z tym wszystkim. Fajne jest to, że możemy się zakładać o różne rzeczy a to nie psuje naszej relacji. I tak uwielbiam z nim wygrywać. A, że jestem za nim wyraźnie do tyłu muszę się serio postarać już od zaraz by Natalia zaczęła mnie przynajmniej tolerować. Nie jest zbyt inteligentna, więc to nie będzie trudne.




♦♦♦
Heeej :D Jak Wam się podoba rozdział? Wiem, że jest krótszy niż zwykle, ale na prawdę średnio u mnie z czasem :( Mimo wszystko mam nadzieję (hehe) że się Wam podoba. I tak, wiem, że na wyawm też jest motyw zakładu, ale działa on w zupełnie inny sposób i w ogóle, wiec to chyba nie stanowi problemu :> W ogóle piszcie co myślicie o tym wszystkim :) 
Jak już skomentujecie to zapraszam na:
aska ask
grupę grupa :D
Cieplutko pozdrawiam
Miśka

czwartek, 3 września 2015

Rozdział 4

   Po ostatnim incydencie na wycieczce do opuszczonego domu niezbyt śpieszyło mi się do wychodzenia gdziekolwiek. Może to zabrzmi idiotycznie, ale łącząc wydarzenia poczerniałych obrazów i napomknięcia Janka o wypatroszonym oszczepniku, który sam w sobie brzmi idiotycznie, doszłam do tego, że to wszystko nie było przypadkowe. Zapewne było, ale wiecie- mam głęboko w podświadomości obawę. Czasem każdy tak ma, co nie? W nocy moja wyobraźnia napędzana paranoicznym strachem gna przez chore krajobrazy koszmarów, które są pełne zjawisk paranormalnych i nożowników patroszących martwe płody. Mimo wewnętrznego niepokoju przystałam na propozycję Klary, która dotyczyła wspólnych zakupów na mieście. Byłyśmy umówione na trzynastą, czyli za jakąś godzinkę z haczykiem. Klara miała po mnie wpaść bo wyjeżdżałyśmy z jej domu (jej tata nas podwiezie bo i tak jedzie do miasta) a ja nie znam okolicy i na sto procent nie trafię. Jako, że w końcu nie będę musiała łazić między jakimiś badylami, kującymi habaziami i innymi krzakami pozwoliłam sobie ubrać się ładniej. Stwierdziłam, że założę ciemnogranatową spódniczkę a do tego białą koszulkę z czarnym, angielskim napisem. W sumie to nawet nie wiem co on oznacza, ale to chyba nieistotne, co nie? Gdy już się ubrałam poszłam zrobić makijaż. Stwierdziłam, że będzie delikatny, więc użyłam tylko troszkę podkładu, pudru, ładnego, jasnego cienia, różu, tuszu do rzęs, które wcześniej zakręciłam zalotką i delikatnego błyszczyka, więc nic nachalnego. Tak przygotowana ogarnęłam włosy i zbiegłam na dół bo usłyszałam dzwonek do drzwi. Po drodze powiedziałam babci, że idę z Klarą na miasto. Babcia nie miała nic przeciwko ponieważ dwa dni siedziałam w domu i ona lubi rodzinę Klary. Gdy otworzyłam drzwi czekała na mnie mała niespodzianka. Stała tam nie tylko Laura, ale także Filip i Jasiek. Ten pierwszy mi nie przeszkadzał, ale ten drugi- owszem.
-Hej.- uśmiechnęłam się do wszystkich.
-Siemka. Spotkałam chłopaków i stwierdzili, że też chcą jechać. Nie przeszkadza ci to?- odpowiedziała mi uśmiechem.
-Nie, no co ty!- czy to nie jest oczywiste, że mi to przeszkadza? Mimo tego odrzuciłam włosy do tyłu i zamknęłam za sobą drzwi i wyruszyliśmy. Starałam się mniej więcej zapamiętać drogę, przyda mi się to.
-Zeskrobujesz to dłutem?- zapytał jasiek wskazując na moją twarz.
-Nie, ale ty wyglądasz jakbyś tak robił.- odparłam mu promiennym uśmiechem.
-Pocisk roku.- zadrwił.
-Uważaj żeby ci domu ten pocisk nie rozwalił.- odparłam tym samym.
-Ogarnijcie się. Masz ładny makijaż Natalka, nie słuchaj go.- Klara pocieszająco poklepała mnie po ramieniu.
-Ale ja nie mówię, że on jest brzydki. On jest nakładany szpachlą, wiecie o co mi chodzi. Mogę się założyć, że jak się puknie w jej policzek to się porobią pęknięcia.
-Zamknij się już Dąbrowski.- Filip zamknął temat i resztę krótkiej drogi przebyliśmy w milczeniu.
-No jesteście wreszcie! Wsiadajcie.- najprawdopodobniej ojciec Klary zawołał nas siedząc w starym aucie typu pick-up. (przyp autorki. Nie znam się na tym, ale wiecie o jaki samochód mi chodzi, co nie?) I gdzie mieliśmy siedzieć? NA TYLE. Nie na siedzeniach tylko na tym bagażniku! Przecież to jest totalnie nieodpowiedzialne i karalne!
-Ale...- zaczęłam zdanie,  które zostało przerwane przez Jaśka.
-Znów zaczynasz o coś marudzić? Nie, nie pobrudzisz sobie kiecki i nie, nie wypadniesz. Coś jeszcze?- prychnął. Chcąc nie chcąc weszliśmy do samochodu. W środku było kilka skrzynek, na czterech z nich usiedliśmy. Poza tym było tu trochę piór (nie chcę wiedzieć, nie chcę myśleć dlaczego tu są) jakieś sznurki i stare, przenośne radyjko, które zostało uruchomione gdy tylko ruszyliśmy. Ciepły wiatr owiewał wszystko, na szczęście nie jechaliśmy szybko i tylko jakimiś bocznymi drogami, więc raczej nic się nie stanie. Nagle z radia zaczęła lecieć piosenka, którą po chwili wszyscy podchwycili. Też ją znałam, ale nie zamierzam śpiewać. Klara wstała, chwyciła się szyn na dachu tego gdzie siedzi kierowca i zaczęła śpiewać jeszcze głośniej (Link do piosenki, wszystkie trzy piosenki to to samo :>)

Hej dziewczyno, czekam na Ciebie,
czekam na Ciebie
podejdź i daj mi się porwać
niech będzie uroczyście, uroczyście
podgłośniona muzyka, zamknięte okna.

Po chwili dołączyli się do niej również chłopcy i oni też wstali. Wszyscy zaczęli śpiewać i śmiać się, trochę machali rękami. Wszystko wyglądało bardzo wesoło, jakby nagrywali teledysk do jakiegoś nowego, wakacyjnego hitu

Tak, będziemy robić to co robimy,
Będziemy udawać, że jesteśmy fajni
I o tym wiemy
tak, będziemy robić to co robimy,
po prostu udając, że jesteśmy fajni,
Więc tego wieczoru...

Janek nagle wyciągnął do mnie rękę i zawołał
-No weź już się nie spinaj! Zobacz, to fajne!- po sekundzie namysłu podałam mu dłoń i pozwoliłam podciągnąć do góry. Wiatr rozwiał całkiem moje włosy a ciepłe powietrze zabawnie łaskotało policzki. Stałam obok Janka, trzymając się tych zardzewiałych szyn i śpiewałam z nimi na całe gardło, powietrze wlatywało mi do ust. To super uczucie.

Szalejmy, szalejmy, szalejmy
aż do wschodu słońca
Wiem, że dopiero się poznaliśmy,
ale udawajmy, że to miłość
I nigdy, nigdy, nigdy nie przestawajmy!
Tego wieczoru chodźmy
i żyjmy póki jesteśmy młodzi!
Whoohoo
i żyjmy póki jesteśmy młodzi
Whoohoo
Dziś wieczór chodźmy gdzieś.

Akurat gdy piosenka się skończyła wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się w stronę centrum (tak mi powiedzieli, muszę wierzyć im na słowo bo jestem w tym mieście pierwszy raz, co nie?) Poszliśmy kupić świeże nektarynki, które były bardzo soczyste i pyszne, bezcelowo szwędaliśmy się po mieście. Zaglądaliśmy do różnych sklepów i przymierzaliśmy różne dziwne rzeczy, których nigdy byśmy nie kupili. Klara kupiła sobie jedną koszulkę. Te sklepy są kompletnie niemarkowe, za moja jedną rzecz ona mogłaby sobie kupić takie z cztery. Ale cóż, w sumie było fajnie. Aż nie napotkaliśmy na swojej drodze fontanny, do której można było na luzie wejść by się schłodzić. Są takie miasta, wiecie co mam na myśli, co nie?
-Dziewczyny! Wykąpiemy was!- krzyknęli chłopcy i nim zdążyłyśmy zrozumieć co sie dzieje byłyśmy całe mokre. Chłopcy też, ale oni nie mieli MAKIJAŻU, który spływa teraz po ich twarzach. Wyglądam jak potwór, o nie, o nie, o nie. KURDE! Wyrwałam się z uścisku chłopaków, Klarze też się przy okazji udało i z mojej torebki wyjęłam chusteczki higieniczne. Wytarłam wszystko co mogłam wytrzeć i co wytrzeć było trzeba i spojrzałam w małe, przenośne lusterko. WSZYSTKO spłynęło. Wyglądam dramatycznie.
-Jednak nie trzeba dłuta, wystarczy miejska fontanna.- roześmiał się Jasiek.
-Będziesz płakać?- dodał po chwili.
-Zamknij się już, oki?- burknęłam i odwróciłam się od chłopaka.
-Nie wyglądasz tak źle.- to chyba miało mnie pocieszyć, nie wyszło. Zamorduję go samym wzrokiem jak znajdzie się ku temu sposobność. Będzie wypatroszony oszczepnik i spetryfikowany Jasiek.




♦♦♦
No to mamy 4 rozdział! :D Jak się podoba? :) Piszcie co myślicie :D Wiem, że w sumie ten był spokojniejszy, ale w kolejnym BĘDZIE się działo, przynajmniej taki jest plan! :D :D
Mam do Was prośbę: napiszcie w komentarzu co chcielibyście by było w tym opowiadaniu. Macie jakieś sugestie? Może czegoś ma nie być? Piszcie koniecznie! :D
Jak już skomentujecie to zapraszam na
aska ask
grupę grupa :D

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 3

  Wstałam dziś o ósmej bo wczoraj szybko poszłam spać. Powinnam być z siebie dumna, co nie? Poszłam zjeść zrobione przez moją babcię śniadanie, wyszczotkowałam Neko i poszłam się ubrać. Wybrałam pomarańczowe szorty i zwykłą, białą koszulkę na szerokich ramiączkach. Trochę nie pasowały mi paznokcie, ale już trudno. Stwierdziłam, że napiszę do Florka i zapytam się czy mam z nimi iść. Ja"To jak z tą wycieczką? :3" Po chwili odpisał "O 10 po cb wpadnę, zahaczymy o Jaśka i pójdziemy po resztę, ok?" Ja:"Jasne, ale nikomu nie będę przeszkadzać? ;/" Odparł tylko "No co ty :)" Mam więc godzinę na pomalowanie się i wyprostowanie włosów, chyba wystarczy.
  Punktualnie o dziesiątej Florek zadzwonił do drzwi, więc szybko zbiegłam na dół. Pożegnałam się z babcią mówiąc, że najprawdopodobniej wrócę późno i wyszłam za Florkiem.
-Ładnie wyglądasz.- uśmiechnął się do mnie.
-A dzięki, dzięki. Jaki jest plan naszej niesamowitej eskapady?
-Idziemy po resztę ludzi. Potem idziemy do tego domu. Najlepsze jest to, że on jest w lesie. Zobaczymy jak szybko to znajdziemy. Jak będzie późno to zrobimy jakieś ognisko i tak dalej.
-No dobra.- uśmiechnęłam się. Nie przepadam za lasami, ale już trudno. Po chwili dotarliśmy pod dom Janka, który czekał na nas na schodach, więc bez zbędnych ceregieli poszliśmy po Klarę i Filipa. Przywitaliśmy się i Filip zaczął prowadzić. Gdy byliśmy już w lesie dotarliśmy do rozdroża dróg, na lewo i na prawo.
-Najprościej będzie jak się rozdzielimy i poszukamy tego domu bo nie pamiętam w którą stronę trzeba skręcić. Ja, Kuba i Klara pójdziemy na prawo a wy, Florek, Natalka i ty pójdziecie w lewo.- zakomenderował Filip zwracając się do Jaśka. Zniesmaczenie na jego twarzy dało mi do zrozumienia, że nie chce mnie w swojej "grupie", na szczęście nic nie powiedział.
-Jak tam twój złamany paznokieć?- Jasiek zapytał nieco zgryźliwym tonem.
-Na pewno lepiej niż twoja twarz.- uśmiechnęłam się i wystawiłam mu środkowy palec. Bynajmniej nie po to by go obrazić, nie myślcie sobie. Po prostu ten paznokieć mi się złamał, zakleiłam go sobie ślicznym, różowym plasterkiem, tylko taki miałam w domu. Chłopak przez chwilę patrzył się na mnie nie rozumiejąc czemu wykonałam taki gest, po chwili parsknął śmiechem.
-W twoim stylu.
-Zamknij się Jasiek.- burknęłam.
-Oboje się uspokójcie, mamy znaleźć jakiś dom wśród krzaków.
-Świetna zabawa.- dodałam z sarkazmem.
-Która już się skończyła, jest tam.- Jasiek wskazał palcem w prawo. I rzeczywiście- widać było kawałek muru i czerwonej dachówki.
-Czekajcie tu, ja pójdę po resztę.- stwierdził Florek i nie czekając na naszą reakcję odszedł. Popatrzeliśmy się na siebie z Jankiem krzywo, chłopak usiadł na ziemi. Jestem coraz bardziej pewna tego, że mnie nie lubi. Przyjrzałam mu się. Ma dwa pieprzyki koło ust.
-Ile ty tak właściwie masz lat?- zmarszczyłam czoło.
-Więcej niż piętnaście i ani słowa więcej.- zaśmiałam się na jego słowa co go wyraźnie rozzłościło. Spojrzałam do góry. Słońce przebijało się przez zielone liście, malowniczo rozpraszając się w zielonej poświacie, która opadała na ziemię.
-Możesz przestać?- prawie krzyknął.
-To ty przestań się drzeć. Patrzysz się na mnie jak na idiotę od samego początku. Bo co? Bo cię sprułam jak próbowałeś na mnie swojego żałosnego tekstu?
-Przestań ujadać.
-Chyba cie groszek uwiera pod materacem, księżniczko.- skłoniłam się lekko.
-Mnie przynajmniej stać na groszek.- uderzyłam dłonią w czoło i popatrzyłam się na niego. Przez kilka sekund mierzyliśmy się spojrzeniem, potem wybuchnęliśmy śmiechem. Idiota.W tym momencie przyszedł Florek z resztą ekipy. Zaczęliśmy gęsiego przechodzić przez krzaki, będę miała podrapane nogi od jeżyn. I jak to będzie wyglądało? Mogłam z nimi nie iść. Jasiek, który szedł przede mną próbował wypuścić giętką gałązkę tak, by uderzyła mnie w twarz, ale Florian na szczęście ją złapał. Podziękowałam mu uśmiechem. Stanęliśmy przed dość dużym, zniszczonym budynkiem, który był nieco omszały, z powybijanymi, dużymi szybami. (oczywiście nie wszystkimi, tylko niektóre, wiecie) Nie rozumiem jednego. Po jaką cholerę w środku lasu ktoś zrobił tak duży dom? Klara podeszła do drzwi i spróbowała je otworzyć.
-Zamknięte.- oznajmiła, chłopcy jeszcze próbowali, ale im też nie poszło.
-No to chyba wracamy.- wzruszyłam ramionami. Grupa chwilę się na mnie popatrzyła i wszyscy się roześmiali.
-Są inne sposoby.- Kuba uśmiechnął się do mnie. Ma fajny głos, taki "radiowy", co nie? Filip wziął do ręki kamień leżący nieopodal i cisnął w okno, które rozbiło się z brzdękiem. Otworzyłam szerzej oczy.
-A jak to jest czyjeś?
-Widać, że bardzo się tym interesuje.- zaśmiała się Klara również rzucając kamieniem
-Masz, rzuć sobie w to okno.- Florek podał mi ciemnoszary kamyk i wskazał palcem w szybę, obok tej wybitej przez Filipa. Popatrzyłam na Jaśka, który z uśmieszkiem przyglądał się temu co zrobię i nie zastanawiając się ani chwili dłużej celnie cisnęłam w okno, tym samym ścierając rozbawienie z twarzy chłopaka. Po chwili nie było już całego szkła z witryny i mogliśmy wejść do środka.
-Nie podskoczę tak wysoko.- oznajmiłam podchodząc do ściany.
-To złap się rękami i podciągnij?- Jasiek uniósł brwi do góry
-Zniszczę sobie dłonie, przecież to jest chropowate?
-No tak, przecież musisz być najpiękniejsza.- zadrwił i wszedł do budynku.
-Nie ma nic złego w tym, że jesteś delikatna.- Florek nagle pojawił się obok mnie. Wszedł na okno i podał mi rękę, dzięki której mogłam wejść wyżej. Pomieszczenie było totalnie zniszczone, od ścian odchodziła farba, tapety i inne okładziny. Z podłogi wystawała trawa, w suficie były dziury a meble, które o dziwo tu zostały były całkowicie zniszczone, z foteli wystawały sprężyny. Obeszliśmy pomieszczenia na dole zaglądając do wszystkich szafek, czytaliśmy różne listy, z których atrament zniknął niemal całkowicie. Dom wyglądał jakby był opuszczony w wielkim pośpiechu. Skierowałam się do pomieszczenia bez okien, było tu mnóstwo obrazów przedstawiających nienaturalnych ludzi w jeszcze bardziej nienaturalnych pozach.
-Uważaj bo Wypatroszony Oszczepnik cię złapie.- usłyszałam za sobą szept, na którego dźwięk podskoczyłam. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Jaśka.
-Co mnie złapie?
-Wypatroszony Oszczepnik. W naszej wiosce mieszkał oszczepnik, który miał duże szanse wygrać w jakiś zawodach. Dzień przed zawodami znaleziono jego wypatroszone ciało w salonie.- chłopak mówił poważnym, przyciszonym tonem.
-Jesteś nienormalny.
-Te obrazy spodobałyby się Klarze, chodź zawołamy ją. Znaleźliśmy dziewczynę trzy pokoje dalej i zaprowadziliśmy ja do pokoju, w którym były obrazy. Rozejrzeliśmy się po pomieszczeniu i spostrzegliśmy coś niepokojącego.
Obrazy były czarne.
-Jak to jest możliwe?- jasiek podszedł do płótna i dotknął farby. Na jego palcu nie pozostał nawet ślad.
-Jak wyschnięta farba.- stwierdził dotykając kolejny.
-Ale o czym wy mówicie?- do pokoju wszedł Filip.
-Te obrazy nie były czarne.
-Jak to nie były?
-No normalnie. Nie były.- zamilkliśmy.
-Może chodźmy do domu?- zaproponowałam lekko przestraszona. Wszyscy przytaknęli. Do domu wróciliśmy prawie ze sobą nie rozmawiając. Było koło siedemnastej, nie wiem kiedy to tak zleciało. Janek poszedł do Filipa, więc Eskacz znów mnie odprowadzał.
-Czy jest coś takiego jak Wypatroszony Oszczepnik?- zapytałam patrząc na drogę.
-Słyszałem coś o tym, ale nie mieszkam tu jakoś długo. Pytaj się Kuby, Klary albo Janka, oni coś powinni wiedzieć. Ale to jest chyba tylko taka historyjka opowiadana dzieciom w stylu "Bądź grzeczny bo przyjdzie pan i cię zabierze."- nie odpowiedziałam. W milczeniu doszliśmy do mnie do domu, pożegnaliśmy się i Florek poszedł do siebie.


Bardzo ważne! "Moje małe mordki! Zaszło małe, nieprzyjemne nieporozumienie. :/ Otóż- historia z obrazami, którą mieliście okazję przeczytać w dzisiejszym rozdziale została podpowiedziana przez pewną koleżankę. Okazało się teraz, że jest to historia zaczerpnięta z aska tego osobnika (o czym nie wiedziałam) http://ask.fm/wowotov wpadnijcie do niego, róbcie co chcecie. Generalnie wymyśliciel historyjki nie ma nic przeciwko by pozostała ona w opowiadaniu, więc już ją zostawię :(( Ale przepraszam.:/: Napisałam to na grupie, przekopiowałam też tu.

♦♦♦
No to mamy kolejny rozdział! :D Jak Wam się podoba? Co myślicie o wypatroszonym oszczepniku (XD) i czarnych obrazach? 8) Czy Natalka serio nie lubi się z Jankiem czy to tylko takie złośliwe, żartobliwe docinki? Jakieś sugestie? Coś innego? Piszcie koniecznie! :D
Tymczasem zapraszam na:
aska ASK! :D
grupę GRUPA! :D

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 2

   Siedzę u babci już drugi dzień. Niby jest fajnie, niby chodzę sobie po ogrodzie i jem różne dobre owoce, niby mam mnóstwo czasu na robienie różnych rzeczy. Ale powiedzcie mi: CO ja mam tu robić. Tu jest tak przerażająco nudno. Moja kotka jeszcze nigdy nie miała tak dobrze wyczesanej sierści, w pokoju nie było nigdy tak czysto a moje paznokcie czy włosy nigdy jeszcze nie były tak dopieszczone. Brak wi-fi boli, sami wiecie. Podniosłam się z drewnianej werandy oplecionej czerwonymi różami i weszłam  do domu. Drzwi były otwarte, ale przed owadami chroniła nas lekko naderwana moskitiera.
-Nudzisz się słonko?- zapytała babcia ucierając coś w jasnoniebieskiej misce. Popatrzyłam na nią wzrokiem "babciu-czy-to-żart" bo chyba widać, że ciągle snuję się z konta w kont.
-Trochę.- usiadłam przy dużym, drewnianym stole.
-Nadal lubisz grać w piłkę?
-Lubię, jasne, że lubię. Ale samemu to tak słabo.- zrobiłam zniechęconą minę.
-Zrobili orlik. Tam gdzie zawsze była łąka. Złotko, może się przejdziesz, zapewne ktoś tam będzie.- uśmiechnęła się do mnie.
-No w sumie mogę iść.- podniosłam się z miejsca i ruszyłam na górę. Gdy byłam już w swoim pokoju wyjęłam szary strój do nożnej, założyłam go i wyciągnęłam spod łóżka moją piłkę. Zeszłam na dół, założyłam moje Conversy i już miałam iść gdy zawołała mnie babcia
-Natalko a nie jesteś głodna?
-Nie!- krzyknęłam i śmignęłam przez próg. Babcie są cudowne pod każdym względem poza jedzeniem. Potrafią zamęczyć tym na śmierć. Z resztą sami o tym dobrze wiecie. Ruszyłam pisakową drogą w stronę bramy, kopiąc przed sobą piłkę. Było dość ciepło, ale wiał lekki wiaterek, więc było na prawdę przyjemnie. Przechodząc spostrzegłam mojego dziadka obcinającego jakieś krzaki, pomachałam mu i truchtem ruszyłam w stronę dawnej łąki. Przez całe piętnaście minut mojego spaceru minął mnie tylko jeden samochód. Tylko jeden, czaicie to? Muszę się do tego przezwyczaić.
  Gdy dotarłam do celu moim oczom ukazało się świetne boisko. Już nie było trawy po kolana, pokrzyw i innych beznadziejnych roślin, tylko równiutka trawka (prawdopodobnie sztuczna) dwie bramki, a to wszystko otoczone wysoką siatką. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam, że już tam ktoś jest, jakieś pięć osób. Fajnie, będzie z kim pogadać. Tylko proszę- niech to nie będą jakieś dzieciaki, które biegają wokoło i tylko się drą. Gdy podbiegłam bliżej okazało się, że ci ludzie są mniej więcej w moim wieku. Poprawiłam spodenki, wygładziłam koszulkę i pewnym siebie krokiem ruszyłam w ich stronę.
-Hej.- powiedziałam dość głośno by mnie usłyszeli i uśmiechnęłam się na widok ich zdziwionych spojrzeń,
-Jestem Natalka. I tak się zastanawiam: czy nie mogłabym z wami zagrać?
-No jasne, że tak. Dla ładnej dziewczyny zawsze znajdzie się miejsce w naszym składzie!- uśmiechnęłam się do chłopaka z lekko uniesionymi włosami, który do mnie mówił.
-Ja jestem Filip, to Jest Florek, czasem nazywany Eskaczem.- pokazał najpierw na siebie, potem na kolegę. Florian jest trochę starszy, widać to od razu.
-To jest Klara- kontynuował, dziewczyna z blond włosami splecionymi w warkocz zrobiła dziwną minę, ale po chwili się uśmiechnęła.
-A to jest Konfucjusz, ale mówimy na niego Kuba.
-Dlaczego Kuba?
-Właśnie nie wiadomo. Ma na nazwisko Maciejczak, więc logiczniej by było mówić na niego Maciek. Kuba jest całkowicie be sensu, ale się przyjęło.
-A ja jestem Janek, ale mnie mała, już znasz.- chłopak, który był wczoraj na basenie uśmiechnął się zawadiacko. Uniosłam brwi do góry i odpyskowałam
-Mała to jest twoja pała, ja jestem niska mordeczko, więc się zamknij, oki?- chyba bo zgasiłam bo nie do końca wiedział co powiedzieć, w oczach Filipa zaigrała wesołość.
-To gramy?- zapytałam spoglądając na grupę ludzi.
-Ale umiesz grać w nogę, prawda?- zapytał zgryźliwie Jasiek.
-Na pewno lepiej od ciebie.
-To na czym polega spalony?- założył ręce na piersi, zapewne myśląc, że zagiął mnie tym zagnie.
-W momencie podania piłki zawodnik drużyny atakującej jest bliżej bramki niż obrońcy.- uniosłam do góry brew. On ma mnie za idiotkę, co nie? Ale ja wcale nie jestem taka głupia, o nie!
-Dobra, przestańcie się kłócić. Chłopcy bądźcie w drużynie. Natalka, chcesz być ze mną?- zapytał Florek.
-To my z wami wygramy z palcem w nosie- zaśmiał się Jasiek patrząc na Filipa.
-Dobra, wygramy z nimi.- uśmiechnęłam się pewnie do nowo poznanego chłopaka z drużyny.
-A Klara i Kuba nie grają?- zapytałam spoglądając na dziewczynę.
-Nie, ja nie lubię. Tylko patrzę.- wzruszyła ramionami i oddaliła się w stronę ogrodzenia.
-A ja sędziuję.- uśmiechnął się Kuba.
-Gramy do dziesięciu.- zadecydował Jasiek.  Umówiliśmy się, że Eskacz jest bramkarzem, w drużynie przeciwnej jest to Filip. Po chwili piłka poszła w ruch, Florek odbił ją w moją stronę głową, wprawnie przyjęłam ją na klatkę piersiową i popędziłam w stronę bramki przeciwników. Kilka sekund później był przy mnie Janek, który siłą rzeczy był ode mnie szybszy, więc musiałam to rozegrać logicznie. Rozejrzałam się dookoła siebie i zdecydowałam się nagle cofnąć nieco akcję, podając do Florka. Walka była bardzo zażarta, zwłaszcza między mną i Jankiem. Koniec, końców wygraliśmy w normalnym meczu, ale chłopcy zażądali rewanżu w postaci karnych (były po cztery strzały) więc zakończyliśmy remisem. (Powiedzcie, że jestem słaba w nogę to będziecie nie fair) Zaczęliśmy się zbierać do domu, ale chłopcy stwierdzili, że dziurą w ogrodzeniu będzie szybciej. Szliśmy, więc przez dziurę.
-O mój Boże złamałam paznokieć!- pisnęłam gdy zahaczyłam ręką o siatkę. Natychmiast włożyłam palec do ust i poczułam leciutki smak krwi.
-O mój Boże, Boże przestań jęczeć. Przecież nic ci się nie dzieje, to tylko głupi paznokieć.- prychnął Jasiek, co za wredna świnia.
-Ale ja je miałam zrobione!- jęknęłam.
-Z resztą nawet nie wiesz jak to boli.- poparła mnie Klara. Po chwili otrzymałam od niej chusteczkę, którą zawiązałam wokół palca. Będę musiała to zlać wodą utlenioną by nie wdało się zakażenie, co nie? Poprawiłam włosy, które nieco się potargały (A tak nie może być!) i poszliśmy dalej normalną drogą. Klara i Filip i Kuba już się od nas odłączyli bo do domu mają w kompletnie drugą stronę.
-Koniki!- krzyknęłam entuzjastycznie widząc zwierzęta stojące za ogrodzeniem pod napięciem.
-Moje. To jest Heroina- z lubością wskazał na białą klacz, która od razu do niego podeszła i dała się pogłaskać.
-To Afera- wskazał na stojącego dalej konika koloru czarnego.
-A to Frodo. Ojciec się uparł, jest fanem Tolkiena.- mruknął zniesmaczony pokazując na dużego, również czarnego konia.
-Mogę ją pogłaskać? Nie ugryzie mnie?- zapytałam zbliżając się w stronę zwierzęcia i Jaśka.
-No co ty, Heroina jest najbardziej uległym koniem na świecie. Nawet dzieci się jej nie boją, więc nie masz się czego bać.- położyłam rękę na ciepłym nosie konia. (przypis supi autorki. Wiem, ze to chrapy, słownictwo bohaterki wynika z jej nieogarnięcia :>)
-Wiesz, mam coś w stylu agroturystyki i praktycznie wszystkie konie, które mamy są bardzo układne i przyjazne. Tak w ogóle to będę się zwijał.- przybił piątkę z Florianem i przeszedł pod pastuchem. Eskacz odprowadził mnie niemal pod same drzwi i zapytał
-Chcesz jutro z nami iść na coś w stylu wycieczki?
-Ale gdzie? I nie będę przeszkadzać reszcie twojej ekipy?
-Znaleźliśmy jakiś opuszczony budynek w lesie, chcemy się tam wybrać. Wydaje mi się, że wszyscy cię polubili.
-A najbardziej Jasiek.- zażartowałam.
-Weź mój numer, zdzwonimy się jeszcze, ok?- przytaknęłam głową i podałam mu mojego Iphona. Wstukał swój numer, pożegnaliśmy się i odszedł. Gdy wróciłam babcia trochę pomarudziła, że myślała, że będę wcześniej i, że się martwiła, ale nie była zła. Przeprosiłam ją, zjadłam coś i zwinęłam się na górę. Wzięłam cieplutki prysznic, nałożyłam maskę na włosy i spiłowałam paznokcie. Beznadziejnie, że ten jeden się tak bardzo złamał, serio. Pomalowałam je na bladoróżowy i poszłam coś pooglądać w telewizji (nie robiłam tego całe wieki) by zabić czas do wieczora.




♦♦♦
No to mamy rozdział! :D Jak wam się podoba? Co myślicie o nowo poznanych bohaterach? :D Czy Natalka pójdzie na wycieczkę? Co się stanie? Piszcie koniecznie! Możecie pisać anonimowo 8) I cieszę się, ze tak ciepło przyjęliście 1 rozdział! <3
A, i Filip to Smav a Florek to SKKF, jak coś :D
Zapraszam na 
Aska Ask
Grupę Grupa! :D

Cieplutko pozdrawiam
Miśka